• parafiaprokocim
  • 2020-11-08
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga.

Tematem dzisiejszych czytań mszalnych jest – mądrość. Księga Mądrości ukazuje mądrość jako ukochaną, która jest obiektem miłosnego zauroczenia. Jest to literackie, a nie dosłowne opracowanie miłosnego zauroczenia mądrością. Hagiograf buduje literackie paradoksy: kto dla mądrości wstaje o świcie, ten się nie natrudzi, a kto z powodu mądrości nie śpi, wnet się trosk pozbędzie (Mdr 6, 14-15). Czy wstawanie o świcie nie kosztuje nas wysiłku? Czy bezsenność oddala od nas wszelkie troski? Ależ nie! Tych paradoksów nie należy rozumieć dosłownie. Kryje się w nich o wiele głębszy sens. Możemy go odkryć, gdy wykonamy pewne ćwiczenie duchowe. Oto ono:

Powiedzmy sobie w ciszy – w duchu – po wielokroć słowo „mądrość”; powiedzmy sobie to słowo, kiedy się radujemy lub smucimy, kiedy jesteśmy zmęczeni, rozgoryczeni czy zniecierpliwieni. W słowie „mądrość” usłyszymy smutek, lecz już złagodzony; odkryjemy radość, nie euforyczną, ale stale i delikatnie powracającą; odczujemy zmęczenie, ale pełne inspirujących podniet; znajdziemy cierpliwość i przebaczenie bez granic. Sam dźwięk słowa „mądrość” przywołuje na pamięć wielką tęsknotę, otwarcie się na „coś więcej” i „inaczej”. W tym „czymś więcej” i „inaczej” kryją się wartości. To właśnie na świat wartości otwiera nas mądrość. Mądrość otwiera nas na miłość, dobroć, świętość. Możemy rozsądek i wiedzę włożyć w nasze dzieła, możemy je zrealizować naszą pracą. Lecz mądrość pozostanie zawsze ponad każdym naszym dziełem. Mądry człowiek jest podobny do rolnika, który pracuje na roli, ale przy tym myśli, na przykład, o Bogu. Prace polowe nigdy nie obejmą, ani nie ucieleśnią jego mądrości. Rozsądek i wiedza naukowa o uprawie roli wyrażają się w czynie, w pracy. Ale mądrość tkwi w głębszym przeżyciu, w otwartości na „coś więcej” niż ziemia, wiedza i praca. Taką otwartość, jako chłopiec, miałem okazję obserwować w pracy nauczycielskiej mojej babci Anny. Uczyła ona biologii w liceum. Jej obserwacje przyrody, zarówno w mikro jak i w makroświecie, kończyła zachwytem, który przekraczał poznanie naukowe. Mówiła: „Zobacz, jak to wszystko jest cudownie urządzone”. Jej mądrość wyraziła się w przeżyciu, a nie w wiedzy naukowej. Więcej nawet: nie potrafiłaby uprawiać biologii i jej nauczać, gdyby nie jej zachwyt nad tym światem i życiem.

Rodzi się zatem pytanie: czy człowiek naszej epoki chce być jeszcze prowadzony przez mądrość, która otwiera go na „coś więcej” niż dobrobyt i zabawa, technika i nauka? Czy potrafi zachwycić się mądrością? Zakochać się w niej do szaleństwa? Czy w ogóle wie, czym jest prawdziwa mądrość?

 

Czy ludzie chcą być dziś prowadzeni przez mądrość?

 

O mądrość nigdy nie było łatwo. Przypomina nam o tym dzisiejsza Ewangelia: przypowieść o pannach głupich i mądrych ma ponad dwa tysiące lat. O mądrość nie jest łatwo i dziś. Kultura współczesna nie stawia ani na dojrzałość, ani tym bardziej na mądrość. Dwa najważniejsze niebezpieczeństwa współczesności zagradzają nam drogę przed dojrzałością i poszukiwaniem mądrości. Są nimi: zdziecinnienie kultury i „choroba przetrwania”.

Zdziecinnienie i brak dojrzałości polegają na tym, że po młodości zamiast dojrzałości przychodzi niedojrzałość i powstrzymanie się przed głębszym przeżywaniem świata i zrozumieniem innych. Człowiek żyje dziś pod urokiem idei płynności i zmienności. Wszystko jest zmienne i względne. Nie ma nic stałego. Idea płynności i zmienności dotyka wszystkich i wszystkiego: jednostek i społeczeństw, wyborów moralnych i wierzeń religijnych, a także prawd, które do tej pory były uznawane za niewzruszone. Infantylna kultura zrezygnowała z wartości: nie odsłania już kłamstwa, lecz w nim żyje; nie utwierdza w prawdzie, lecz tworzy złudzenia. Zdziecinniała kultura głosi: „wszystko jest zabawą”. Bawmy się i tak przeżywajmy swoje życie. „Bawmy się” oznacza „zostańmy na zawsze dziećmi”. Powstrzymujmy się od głębszych pytań i zastanowień. Nie ma już miejsca dla wartości wyższych: znika pojęcie prawdy, znikają kryteria ocen i wartościowań. Jest tylko uleganie presji codziennego życia i zabawy. Nie ma mowy o rozwoju. Jest za to wszechobecna „choroba na przetrwanie”. Pandemia ma wprawdzie charakter biologiczny, ale odsłoniła ona inną chorobę naszych czasów. To choroba ducha. Objawia się ona parodią mądrości, jej karykaturą. W jakim sensie?

Mądrość uczyła nas wysiłku ciągłego przekraczania siebie, odkrywania „czegoś więcej i inaczej”. Św. Paweł pisał o „wytężaniu się ku”: „zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną” (Flp 3, 13). Mądrość wskazywała nam, że naturalnym stanem człowieka jest brak spełnienia w tym świecie, nieustanne otwieranie się na nowe światy, pielęgnowanie wielkich pragnień, które utrzymują nas w otwartości na to, co nowe i inne. Choroba ducha zamieniła wielkie pragnienia duchowe na codzienne potrzeby; pragnienie rozwoju upadło w „chorobę przetrwania” w stanie obecnym. Kultura zdziecinniała. Każe nam „dreptać w miejscu”, zadawalać się chwilą obecną, żyć „z dnia na dzień”. Świat się zatrzymał. Zinfantylizowanie człowieka i brak zachęty do rozwoju są tak wielkie, że trudno już mówić o dojrzałości. Jedynie finanse traktuje się z powagą. Reszta to zabawa, igraszka.

Nawet wartości duchowe zostały obecnie poddane logice przyjemności i doraźnego zysku. Mądrość nie jest tu wyjątkiem. Nikt nie chce uchodzić za głupca, ale wielu – sądząc, że są mądrzy – w rzeczywistości ulega mądrości fałszywej. Fałszywa mądrość powstała na skutek zniekształcenia prawdziwej mądrości, ograbienia jej z tego, co jest jej właściwe i wyjątkowe. Mądrością – a właściwie jej karykaturą – nazywa się dziś albo wiedzę naukową, albo spryt, albo rozsądek. A jednak mądrość nie utożsamia się z tymi sprawami. Mądrość jest czymś innym. W czym się wyraża ta „inność” mądrości?

Otóż są myśli, które nie są naukowe (nie poszerzają wiedzy), ale odkrywają i chronią świat wartości. Są też myśli, które nie są sprytne i przebiegłe, bo są zbyt proste, ale otwierają na Boga i drugiego człowieka, na dobroć i miłość. Są wreszcie i takie myśli, które nie są rozsądne, bo wydają się szaleństwem, a jednak są mądre i prowadzą do mądrych czynów; z powodu takich myśli i czynów o Janie Chrzcicielu mówiono: „Zły duch go opętał”, a o Jezusie mówiono: „Pijak i żarłok; przyjaciel celników i grzeszników” – „A jednak – powiedział Chrystus – mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny” (Mt 11, 16-19). Zobaczmy zatem, na koniec naszego rozmyślania, jak mądrość usprawiedliwia samą siebie.

 

Mądrość usprawiedliwia samą siebie

 

Mądrość usprawiedliwia siebie najpierw przez to, że jest czymś więcej, niż wiedza naukowa i poznanie. Nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym. Gdybyśmy całą naszą wiedzę wpisali do pamięci komputera, to taki komputer nie stanie się mądry. W „komputerowym” spojrzeniu na świat brakuje wartości. Dziś nie brakuje nam nauki, ale wspólnego etycznego fundamentu. Poznanie naukowe nie może nam zbudować wartościującego spojrzenia na świat. Nauka koncentruje się wokół pewności i użyteczności poznania, ale nie wokół wartości. A tylko wartości otwierają nas na świat niewidzialny dla nauki i techniki. Człowiek skierował się cały ku wiedzy naukowej, aby skryć się przez Bogiem i Jego wołaniem: „Adamie, gdzie jesteś?”. A Bóg nawołuje człowieka z wielką troską i miłością. Odpowiedzieć Bogu na Jego miłość można tylko dzięki mądrości. Mądrość to poznanie z miłością, poznanie poprzez miłość, to wiedza wyrastająca z przeżywanych wartości i osobistego zaangażowania się. Mądrość otwiera nas na Boga i przemienia całe nasze życie. Tego nauka dać nam nie może.

Mądrość usprawiedliwia siebie, swoją ważność, także przez to, że nie jest ani sprytem, ani rozsądkiem. Spryt jest zazwyczaj bezwzględny, złośliwy i egoistyczny. Spryt wyszukuje u bliźniego jego słabe strony i potrafi je wyzyskać dla własnej korzyści. Spryt wiedzie do sukcesu i powodzenia. Rozsądek zaś bywa surowy wobec konkretnego człowieka, ale jest sprawiedliwy wobec ogólnych celów. Rozsądek bowiem szuka korzyści ogółu. Jeśli znajdzie u bliźniego wadę lub zacofanie, stara się je usunąć przez pouczenie lub przywołanie do porządku. Rozsądek wiedzie do skarcenia i poprawy. Czymś innym jest mądrość. Powiedzieć o kimś „mądry” – to tyle, co powiedzieć „lubię go”. Mądrość nie może być sroga, ponieważ jest samą dobrocią i sympatią. Mądrość nie szuka nawet korzyści ogólnej, ponieważ zbyt kocha konkretnych ludzi, aby mogła kochać jeszcze jakieś inne dalsze cele. Jeśli mądrość znajdzie u bliźniego jakąś wadę czy słabość, wybaczy ją i kocha go dalej. Mądrość wiedzie do harmonii. Mądrość ma w sobie odcień szczególnej serdeczności. Mądrym nazywa się człowieka, który nie żywi w sercu nienawiści i jest wyrozumiały dla całego świata. Widzi bowiem głębiej i dalej.

Mądrość czyni człowieka otwartym, ale nie szczęśliwym. Przez szczęście człowiek rozumie zwykle wygodne urządzenie się w tym świecie. Bogaty rolnik z przypowieści też chciał być szczęśliwy. Zamknął się w sobie, na ludzi i na Boga, i powiedział sobie: „Masz wielkie dobra na długie lata złożone. Jedz, pij i baw się wesoło”. A Bóg, zatroskany o jego los, zawołał na niego: „Głupcze!”. Nie zawołał: „Ateisto!”, „Bezbożniku!”, lecz „Głupcze! Jeszcze tej nocy umrzesz. Komu więc przypadną dobra, owo szczęście, któreś przygotował?”. Głupota hamuje rozwój i zamyka człowieka na samego siebie, innych ludzi i Boga. Mądrość działa inaczej: jest otwarta i otwierająca. Otwarta, bo nie usypia człowieka i nie zatrzymuje go przy aktualnym „teraz”, lecz prowadzi go dalej; jest otwierająca, bo pozostawia człowieka w „niedokończeniu”, w tęsknocie za „więcej” i „inaczej”. O taką mądrość modli się król Salomon, pozostając na ziemi: „Dajże mi mądrość, co dzieli tron z Tobą; choćby był ktoś doskonały między ludźmi, jeśli mu braknie mądrości od Ciebie – za nic będzie poczytany” (Mdr 9, 4, 6).

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami