• parafiaprokocim
  • 2023-10-08
  • 0 Komentarzy

Homilia została przygotowana i miała być wygłoszona w niedzielę 08.10.2023 r.

 

 

Umiłowani przez Boga

 

Dzisiejsze czytania mszalne odznaczają się wyjątkowym pięknem. Pieśń o winnicy w księdze proroka Izajasza jest uważana za jedno z arcydzieł literackiego geniuszu Starego Testamentu. Jest to tekst nie tylko głęboko teologiczny, ale też wspaniałe dzieło estetyczne. Podobną głębią teologiczną odznacza się ewangeliczna przypowieść Jezusa o dzierżawcach winnicy. Zapytajmy teraz: jaka treść kryje się w tej pięknej literackiej oprawie?

 

Bóg zachwyca się swoim dziełem

Izajaszowa pieśń o winnicy (Iz 5, 1-7), a także Jezusowa przypowieść o złych dzierżawcach winnicy (Mt 21, 33-43) – to najpierw pochwała samej winnicy. Wyraz „winnica” (hebr. kerem) oznaczał dla Izraelity zawsze coś cennego i pięknego. Był to zawsze kawałek bardzo dobrze uprawionego i zadbanego pola, które przynosiło znakomite owoce. Z tych owoców pozyskiwano wino, „które rozwesela serce człowieka” (Ps 104). W Biblii termin „winnica” ma także znaczenie przenośne: to ukochana kobieta, oblubienica (Pnp 1,6; 8; Oz 10, 1).

Skoro figura winnicy niesie w sobie tak wiele pozytywnych treści, to łatwo pojąć, dlaczego Psalmista i Prorok porównali naród wybrany właśnie do winnicy: „Winnicą Pana jest dom Izraela” (Ps 80; Iz 5,7). Izajaszowa pieśń o winnicy opowiada, ile to troski i zabiegów włożył gospodarz winnicy (Bóg), aby ją założyć, uprawić, ogrodzić i zasadzić w niej wyborną winorośl najwyższej jakości. Uczyniwszy wszystko jak należy, właściciel winnicy (Bóg) miał nadzieję, że winne krzewy wydadzą obfite i wspaniałe owoce. I miał po temu wszelkie prawo. Na to prawo powołuje się także Jezus w przypowieści o nieuczciwych dzierżawcach winnicy. Właściciel winnicy zażądał od nich owoców ich pracy, a nie zapłaty. Dlatego przed winobraniem posłał do nich swoje sługi, aby odebrali plon jemu należny. Zapytajmy teraz: co wynika z tych pięknych biblijnych obrazów? Jaka prawda z nich się wyłania?

 

Wielki metafizyczny przełom

Jesteśmy spadkobiercami kultury greckiej i jej najwspanialszego owocu– filozofii. A jednak filozofia, choć ważna i potrzebna, nie zawsze może nas wspierać w poszukiwaniu Boga.

Bóg pomyślany przez starożytnych greckich filozofów jest tak doskonały, że aż nieobecny w świecie ludzkich spraw. Arystoteles nazwał go „Nieporuszonym Poruszycielem”. Bóg stwarza ten świat, wprawia go w ruch, ale sam nie może się w niego angażować, aby się nie skalać. Bóg jest zbyt doskonały, dlatego musi pozostać „na zewnątrz” niedoskonałego świata. Może się zajmować jedynie czymś najdoskonalszym –samym sobą. Ludzie lgną do niego, ale on pozostaje nieporuszony. Kontempluje samego siebie. Przed takim bogiem nie można tańczyć z radości jak król Dawid, albo modlić się, ani drżeć ze strachu. Nie można mu towarzyszyć, ani się do niego zbliżyć. Jest tak odległy, że można tylko o nim pomyśleć. I nie ma mowy o żadnej więzi, relacji, przyjaźni z takim Bogiem. Jak odległy jest obraz Boga filozofów od tego, co o Bogu jako Ojcu objawił nam Jezus!

Bóg z „myślenia o Bogu”, to tylko pojęcie boga, a nie żywa Boska Istota. Pojęcie boga myśli się w rozumie, a żywego i prawdziwego Boga spotyka się w historii, w wydarzeniach. Stary i Nowy Testament opowiada o takich historiach i wydarzeniach. Bóg nawiedził swój lud i przemawiał do ludzi jak do przyjaciół. To sprawiło, że w historii ludzkich relacji z Bogiem nastąpił wielki przełom. Dotąd ludzie myśleli i wierzyli, że bogowie trzymają ludzi na dystans, żyją w „zaświatach”, a ludzie mogą być tylko ich niewolnikami. Biblia ukazuje całkiem nową perspektywę: Bóg jest jeden, jedyny – i jest On bliski ludziom do tego stopnia, że stają się Jego pomocnikami. Nie ma już mowy o relacji niewolniczej, w której Bóg byłby zniewalającym Panem. Św. Paweł Apostoł napisał: „Jesteśmy współpracownikami Boga” – to o apostołach/duszpasterzach. A o wspólnocie chrześcijańskiej: „a wy jesteście uprawną ziemią Bożą, budowlą Boga” (1 Kor 3,9). Podobnie wyraził się św. Jan Apostoł. O innych głosicielach Jezusa stwierdził: „będziemy z nimi współpracować dla prawdy” (3 J, 8).

Trzeba zatem podkreślić, że chrześcijaństwo przyniosło światu całkiem nową możliwość bycia człowiekiem. Łącząc się z Chrystusem każdy człowiek może stać się współpracownikiem Boga! I nie jest już niewolnikiem. Bóg dał ludziom swego Syna Jezusa, aby dzięki Niemu ludzie Mu towarzyszyli i doświadczali Jego bliskości – „Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Kto ma udział w życiu Jezusa, ten jest współpracownikiem Boga w świecie i buduje królestwo Boże. Skończony i śmiertelny człowiek jest pomocnikiem nieśmiertelnego i wiekuistego Boga! To porywająca idea i nowa możliwość bycia człowiekiem. Bóg nie wymaga od nas niewolniczego wypełniania norm (zakazów i nakazów), lecz czegoś znacznie ważniejszego: twórczej aktywności, abyśmy wraz z Nim stwarzali ten świat.

Ideą takiej współpracy z Bogiem zachwycił się papież Benedykt XVI. Na hasło swego pontyfikatu wybrał słowa św. Jana Apostoła: „Współpracownicy prawdy” (Cooperatores veritatis). Zapytany przez dziennikarza o to hasło kard. J. Ratzinger odpowiedział: „Oczywiście jestem, jak przystoi, gorliwym czytelnikiem Pisma Świętego, a na sformułowanie, które od razu mnie zafascynowało, natrafiłem w Trzecim Liście św. Jana Apostoła. (…) W warunkach kryzysu epoki – w której toczy się żywa wymiana myśli, jeśli chodzi o prawdę przyrodoznawczą, ale dominuje subiektywność, jeśli chodzi o istotne pytania ludzkie – poszukiwanie prawdy i odwaga przyjęcia prawdy znów stały się naszą potrzebą”.

Boża Prawda wymaga współpracowników: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15). Królestwo Boże, które przybliżył nam Jezus, jest darem Boga. Ale ten dar jest otwarty na współpracę z ludźmi. Zapytajmy teraz: jak ta współpraca miałaby wyglądać?

 

Bóg i człowiek we wzajemnej współpracy

Bardzo często wśród wiernych można rozpoznać takie myślenie, w którym sądzi się, że bliskość relacji z Bogiem związana jest z utratą naszej samodzielności. To znaczy, jeśli jestem blisko Boga, to nie mam już samodzielności. Bóg mi ją odbiera. Apostazja, czyli odejście z Kościoła, motywowana jest również tym hasłem: „ja już nie chcę nadzorcy – mówią odchodzący – chcę samodzielnie podejmować decyzje”. Dzisiejsze czytania wskazują jednak na coś odwrotnego: to właśnie Bóg domaga się od nas samodzielności, chce, abyśmy stali się dorośli i uprawiali Jego winnicę. Oczywiście owocna współpraca z Bogiem jest możliwa tylko wtedy, gdy człowiek słucha Boga i jest Mu posłuszny, lecz nie jako niewolnik. Wielki katolicki teolog XX wieku Karl Rahner uważał, że samo „bycie człowiekiem” określa się przez to, że człowiek jest słuchaczem Boga: „bycie człowiekiem w gruncie rzeczy nie jest niczym innym jak wsłuchiwaniem się w orędzie Boże” (K. Rahner, Słuchacz Słowa. Ugruntowania filozofii religii, tłum. R. Samek, Kęty 2008, s. 40).

W naszej współpracy z Bogiem nie chodzi o niewolnicze podporządkowanie, lecz o twórcze słuchanie. Księga Rodzaju uczy nas, że słowo Boga nie jest jednak zwyczajnym słowem. Ono ma stwórczą moc. Bóg stwarza przez słowo. Jest to słowo, które wzywa świat do dialogu. Bóg Stwórca nie ma sobie równego, ale nie jest On jedynym działającym podmiotem. Bóg nie tylko swoim słowem powołuje rzeczy do istnienia, ale je przekształca. Stworzenie zaś nie jest tylko obiektem Bożych działań, ale również samo działa i tworzy: ciała niebieskie rządzą dniem i nocą, ziemia wydaje rośliny i zwierzęta, stworzenia są płodne i mnożą się. W tym współdziałaniu z Bogiem szczególnie wyróżniony jest człowiek. Został on stworzony na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1, 26). W człowieku wierzącym pojawia się głębokie poczucie przynależności do stwórczego słowa Boga. Człowiek odkrywa w swoim duchu, że od początku swego życia jest powołany do współdziałania z Bogiem. Przypomina mu o tym cały stworzony świat, który współdziała ze Stwórcą. Lecz współpraca człowieka z Bogiem ma wyjątkowy charakter. Jest dyskretna i wolna.

Współpraca z Bogiem jest dyskretna jak Bóg, którego „nikt nigdy nie widział” (J 1,18). O tej dyskrecji mówi nam mądrość chasydów. Rabbi Michał uznał, że pomoc Boga jest tak subtelna, że prawie jej nie widać: „Kiedy twój sługa spełnia twój rozkaz, działasz razem z nim. Ale zaliczasz mu wypełnienie tego rozkazu tak, jak gdyby działał sam, bez twojej pomocy” (M. Buber, Opowieści chasydów, tłum. P. Herz, Poznań 1989, s. 121).

We współpracy z Bogiem każdy z nas powinien czynić wszystko, co w jego mocy, ale ostateczny wynik naszej pracy zależy od Boga. To znaczy, że bliska relacja z Bogiem, uznawanie Go za naszego Ojca, wcale nie zwalnia nas z myślenia, działania, i z mojego wkładu w stworzenie. Można powiedzieć, że Bóg bardzo liczy na pomoc człowieka. Ta świadomość podtrzymuje nas w trudzie codziennym, zwłaszcza w trudnych sytuacjach. Pisał o tym św. Ignacy Loyola: „Działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, wiedząc jednak, że w rzeczywistości wszystko zależy od Boga” (P. de Ribadeneira, Vita di S. Ignazio di Loyola, Mediolan 1998).

Współpraca z Bogiem jest dziełem wolności. Wolność nas buduje i rozwija, dlatego zachęca do wyboru wielkich wartości: Miłości, Prawdy, Dobra, Piękna. Wolność otwiera nam oczy na nasze powinności i obowiązki. Wolność uczy nas, co powinniśmy wybierać, aby się rozwijać. Lecz człowiek może też pomieszać wolność z samowolą. A wówczas przestaje słuchać Boga i budować świat razem z Nim. Tworzy siebie i świat bez Niego. Nie czyni tego, co powinien czynić, a czyni tylko to, co sam chce. Tak się właśnie działo w Izraelu za czasów proroka Izajasza. W Pieśni o winnicy Prorok opisuje ból Boga z powodu samowoli ludu wybranego. Izraelici odwrócili się od swego Boga i zerwali z Nim współpracę. Postawili tylko na siebie.

 

Odrzucona współpraca i smutek Boga

Przypomnijmy te sceny. Oto prorok Izajasz w swoim poemacie o winnicy napisał, że wielu mieszkańców Jerozolimy, ale i Judejczyków nie było wówczas skorych do współpracy z Bogiem. Izajasz nawet współczuje Bogu, którego troska o winnicę okazała się daremna. Prorok nie gani niewdzięcznego ludu Izraela, ani nie opłakuje jego upadku i hańby. Pisze raczej o smutku Boga. Wszak winnica Pana, którą jest Izrael, obrodziła, ale jej owoce nie były ani ładne, ani dobre. Zawiedziony gospodarz zebrał jedynie zgniłe, cuchnące owoce, zgniłki.

Trzeba teraz koniecznie zapytać o właściwy powód smutku Boga. Poznanie powodu tego smutku naprowadzi nas na odkrycie przesłania poematu o winnicy. Otóż powód smutku Boga wskazuje na największy paradoks tej pieśni: Bóg w zamian za swe niewysłowione trudy wokół winnicy nie oczekuje, aby Jego za to kochano, lecz oczekuje sprawiedliwości między ludźmi! Bóg oczekuje, by Izraelita szanował i kochał człowieka, swego bliźniego. Bóg uczynił wszystko, aby Izraelici w ramach stworzonej wspólnoty mogli pełnić dobre uczynki. Osadził ich w idealnym, dobrze wybranym miejscu, zabezpieczył przed nieprzyjaciółmi, otoczył troską ich wzrost duchowy i fizyczny. Bóg miał prawo oczekiwać od swego narodu uczynków budujących życie wspólnoty. A co zastał? Prorok odpowiada: „Spodziewał się On praworządności, ale oto rozlew krwi; i sprawiedliwości, ale oto krzyk grozy” (Iz 5,7).Wszak Bóg zawarł z Izraelem przymierze. A oto upadły dwa filary życia religijno-moralnego Izraelitów: praworządność i sprawiedliwość. Winnica Pana wydała zgniłe owoce: samowola, wyzysk słabych, gwałt i deptanie Prawa. Prorok ukazuje dwa przeciwieństwa: zamiast sprawiedliwości – gwałt; zamiast praworządności – krzyk grozy. Społeczność ludu Bożego jest rozsadzana przez grzechy przeciw bliźnim, przeciwko całej wspólnocie. Życie Izraelitów zostało zdominowane przez niesprawiedliwość i krzywdę społeczną. I to jest głównym powodem żalu i smutku Boga, który nie może już liczyć na człowieka.

A jak to wygląda wśród chrześcijan?

Jezus dostrzega, że lud Nowego Przymierza, który On zgromadził i odkupił krwią swoją, nie jest skory do współpracy z Nim. Pyta zatem: „Dlaczego wołacie do Mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię?” (Łk 6, 46).A bardziej dramatyczne pytanie brzmi: „Rzekł więc Jezus do Dwunastu: ‘Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67).Ta trudna sytuacja dotyczy także i nas– duchownych i świeckich chrześcijan XXI wieku. Wydaje się, że wolimy raczej Chrystusa z naszych wyobrażeń, który wszystko zrobi za nas, niż Chrystusa z Ewangelii, który stawia nam wymagania i chce, abyśmy się stali dorośli i dojrzali. Wolimy raczej Chrystusa, który wyręczy nas nawet w tym, co należy do naszych religijnych obowiązków (np. czuwanie i modlitwa), niż Chrystusa z Ewangelii, który nakazuje nam wszystkim: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie…” (Łk 21, 36).Obecnie wielu chrześcijan porzuca współpracę z Chrystusem – nie modli się, ani nie czuwa.

W roku 2023 w Archidiecezji Poznańskiej odeszło ze służby kapłańskiej wielu młodych księży. W tej sytuacji abp Stanisław Gądecki napisał otwarty list do kapłanów. Czytamy w nim m.in.: „Podstawową i najgłębszą przyczyną każdego kryzysu kapłańskiego jest osłabienie więzi z Bogiem. Sytuacja, w której wiara nie stanowi osobistej relacji z Bogiem, a jedynie obiektywnie dostępną wiedzę o Bogu. Trzeba zatem kłaść większy nacisk na troskę o więź z Bogiem i wierność Ewangelii. Ważne jest nie tyle ile pracujemy, co na ile jesteśmy wierni Panu. Nie idzie tyle o to, żeby nawrócić wielu, ile i przede wszystkim o to, żeby samemu pozostać wiernym”. Jest wiele osób świeckich, także w naszej parafii, które modlą się za kapłanów. Cenimy sobie te modlitwy. Wiemy jednak dobrze, że nie wyręczą nas one w budowaniu osobistej więzi z Chrystusem.

Także wielu świeckich chrześcijan „z metryki” nie jest skorych do współpracy z Chrystusem. Zamienili pytanie pierwszych chrześcijan: „Co mam czynić Panie?” na pytanie: „Do czego służy Bóg?”. Już za czasów Jezusa byli tacy, którzy biegali za Nim, aby się najeść za darmo. Nie interesowała ich nauka Chrystusa o chlebie z nieba, który daje życie wieczne, lecz o tym chlebie, który Jezus rozmnożył za darmo dla swoich strudzonych słuchaczy (J 6, 25-26).

A kogo my dziś słuchamy? Kto jest dla nas autorytetem? A może już nikogo nie słuchamy – tylko samych siebie? Może źródło kryzysu wielkich uniwersalnych wartości tkwi w tym, że już nie chcemy być współpracownikami Boga? Pora na podsumowanie i wnioski.

 

Podsumowanie i wnioski

Izajaszowa Pieśń o winnicy rozpoczyna się pięknymi obrazami zadbanej winnicy, a kończy się dramatem jej ruiny. Myśl przewodnia tej pieśni jest następująca: Bóg chciał stworzyć lud żyjący w harmonii z Bogiem i innymi ludźmi. Jego zamiary i starania nie spotkały się jednak z życzliwym przyjęciem. Ludzie odrzucili Boże inicjatywy stworzenia życia w sprawiedliwości i praworządności, odrzucili ideę współpracy z Bogiem, chętnie przyjmując rolę niewolnika albo samowolnego Pana. Ale czy odrzucili na zawsze? Co zatem mamy czynić, abyśmy na powrót rozumieli, że jesteśmy prawdziwymi współpracownikami Boga? Wskażemy na trzy podstawowe sprawy:

  1. Ograniczyć swoją samowolę. Możemy to uczynić przyjmując postawę słuchania. Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi; bardziej słuchać innych niż samych siebie; bardziej nasłuchiwać świata i przyrody, niż komputera i telefonu. Kto słucha tylko siebie, ten zamyka się w sobie i poza sobą nie widzi już nikogo i niczego. Ale kto słucha innych, jest na nich otwarty, jest dla nich – ten poszerza swoje istnienie, otwiera się na innych ludzi, na przyrodę i Boga – a żyjąc w ten sposób prawdziwie się rozwija.
  2. Zawierzyć swoją wolność Bogu jako Ojcu. Jezus objawił nam prawdę o Bogu jako naszym najlepszym Ojcu. Taki Ojciec nie jest konkurentem wolności i twórczości swoich przybranych ludzkich dzieci. Wręcz przeciwnie: człowiek został stworzony w tym celu, aby stać się współtwórcą i kontynuować boskie dzieło stworzenia. Twórcza moc człowieka jest zamierzona przez Boga – ale nie zamiast Boga, lecz razem z Nim, we współpracy z Nim. Nasza wolność, samodzielność i twórczość nic na tym nie tracą, że mają Boga za swego opiekuna i wychowawcę. Wszak mogę wszystko, ale nie wszystko przynosi mi korzyść, nie wszystko mnie buduje i rozwija (1 Kor 6, 12). Bóg to wie, dlatego chce być ojcem i przyjacielem naszej wolności i samodzielności. Bóg chce, abyśmy byli wolni i twórczy – ale dobrze wolni i dobrze twórczy; abyśmy budowali w świecie dobro, a nie zło, miłość a nie nienawiść. Bóg z ukrycia przygląda się naszej samodzielności. Przypomina w tym ziemskiego ojca, który uczy swoje dziecko jazdy na rowerku. Dziecko wie, że ojciec jest blisko, ale ma wrażenie, że jedzie samodzielnie, bo nie widzi ojca przed sobą, który dyskretnie podtrzymuje rowerek za dyszel z tyłu. Dziecko uczy się samodzielności pod czujnym okiem ojca. Podobnie Bóg Ojciec opiekuje się naszą wolnością i twórczością. A czyni to tak dyskretnie, że prawie tego nie zauważamy – „A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 4). Skrytość Boga jest dowodem Jego szacunku dla wolności i twórczości człowieka. Dlatego bycie samodzielnym i twórczym nie oznacza bycia przeciwko Bogu. Wręcz przeciwnie: wolny i twórczy człowiek z radością i nadzieją wychodzi Bogu naprzeciw. Czyni to w modlitwie, uczynkach miłosierdzia, w myśleniu i poszukiwaniu, powierzając Bogu swoje sprawy i troski. W tym miejscu pozwolę sobie na osobiste wyznanie. Jako kapłan, który w swoim życiu miał wiele do czynienia z filozofią, mogę coś powiedzieć o współpracy z Bogiem jako Prawdą. Filozofia, jak wiadomo, to trudna sztuka stawiania pytań. To myślenie we własnym imieniu, z mocy samego tylko rozumu. Ale nie wyobrażam sobie takiej ludzkiej samodzielności bez udziału w wyższym Rozumie, który jest Miłością i Prawdą. Filozofowanie dla mnie łączy się ze świadomością Boga jako Prawdy. Wiekuista Prawda otwiera skończony ludzki rozum na „coś więcej” i „inaczej”. Myśląc we własnym imieniu nie jestem sam. Jestem z Bogiem-Prawdą, który nawiedza ludzką myśl, pociąga ją ku sobie i rozwija. Dlatego pracę filozoficzną zawsze rozpoczynałem i kończyłem modlitwą. Brałem wzór z największych filozofów zachodniej kultury– jak poganin Platon, czy chrześcijanin św. Augustyn. Ten ostatni napisał nawet ile warta jest ludzka mądrość bez Boga: „Zaczęła mi pochlebiać opinia, że jestem mądry. Była to kara, jaką sam sobie wymierzyłem. Zamiast płakać – nadymałem się pychą: jakiż to ja jestem uczony” (św. Augustyn, Wyznania, tłum. Z. Kubiak, Kraków 1994, VII, 20, s. 158). Owocnej i twórczej samodzielności we współpracy z Bogiem Ojcem najlepiej uczyć się od najlepszych. Czyli od kogo?
  1. Uczyć się samodzielności od Jezusa. Życie Jezusa było nie tylko samodzielne, twórcze i mądre, ale nadzwyczaj owocne. Było takie dzięki ścisłej współpracy z Ojcem. I to we wszystkim. Nawet, gdy bał cierpienia, prosił Ojca o wsparcie dla swej wolności, aby mógł wybrać to, do czego sam został wybrany (Łk 22, 42). I otrzymał wsparcie: „Wtedy ukazał mu się anioł z nieba i umacniał Go” (Łk 22, 43). W ten sposób Jezus pokazał nam, że człowiek potrzebuje Boga, ale i Bóg potrzebuje człowieka. Jezus całkowicie posłuszny Ojcu jest też naszym orędownikiem u Ojca. Dlatego chcąc przynosić dobre owoce w naszym życiu, powinniśmy koniecznie połączyć się z Jezusem. Bez Jego pomocy współpraca z Bogiem przeradza się w ruinę. Każde ludzkie pragnienie rozwoju i dobrych owoców powinno być złączone z poszukiwaniem Jezusa i chęcią połączenia się z Nim. Zauważmy, że Maryja i Józef, mimo że byli tak blisko Jezusa, także Go szukali. Aż trzy dni! I to z bólem serca! (Łk 2, 48).Czy aż tak bardzo zależy nam dziś na odnalezieniu Jezusa, że od tego boli nas serce? Tego nie wiem. To pytanie osobiste. Jedno jest pewne: jeżeli będziemy szukali Jezusa z bólem serca, to z pewnością pozwoli się odnaleźć. A wtedy, w łączności z Nim, stworzymy piękną kulturę. Jej owoce będą cieszyły Boga i ludzi.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami