• parafiaprokocim
  • 2021-08-15
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga.

1 listopada 1946 roku papież Pius XII uroczyście ogłosił, że jest objawioną prawdą wiary, że Maryja „po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej” (BF VI,105). Warto wspomnieć, że w ołtarzu Wita Stwosza z XV w. w Kościele Mariackim ukazane jest zaśnięcie, wniebowzięcie i ukoronowanie Matki Bożej. Dziś, razem z całym Kościołem, czcimy Wniebowziętą Niepokalaną Dziewicę Maryję. Sobór Watykański II przypomniał tę prawdę wiary: „Jak w niebie Matka Jezusa doznaje już chwały co do ciała i duszy, będąc obrazem i początkiem Kościoła mającego osiągnąć pełnię w przyszłym wieku, tak tu na ziemi, dopóki nie nadejdzie dzień Pański (por. 2 P 3,10) przyświeca Ona pielgrzymującemu Ludowi Bożemu jako znak niezachwianej nadziei i pociechy” (Vat. II., Konstytucja dogmatyczna o Kościele, 68).

Jest to ważne święto w naszym Kościele katolickim. Kościół prawosławny natomiast szczególnie świętuje „zaśniecie Maryi” – to wielkie święto poprzedza czternastodniowy post, tak jak przed Wielkanocą. Ormianie zaś nowy okres roku liturgicznego rozpoczynają właśnie od uroczystości Wniebowzięcia.

Nie będziemy objaśniać, jak to jest „być wziętym do nieba z duszą i ciałem” – niewiele o tym wiemy, albo zgoła i nic. Chociaż dzisiaj nauka wyraźnie wskazuje, że każde dziecko zostawia w ciele matki na zawsze mikroskopijną cząstkę samego siebie. To by znaczyło, że Jezus również był na zawsze jakoś obecny w ciele Maryi. Jednakże tego, co ani „oko nie widziało, ani ucho nie słyszało” (1 Kor 2,9) nie sposób przedstawić we właściwy sposób. Legendarne upiększanie cielesno-duchowego wywyższenia Maryi nie wydaje się już dziś stosowne, ani potrzebne. O wiele ważniejsze jest to, jakie znaczenie w naszym ziemskim życiu ma Wniebowzięcie Maryi.

Powtórzmy raz jeszcze za Ojcami Soboru: Maryja przyświeca pielgrzymującemu Ludowi Bożemu jako znak niezachwianej nadziei i pociechy. I tej roli Maryi w naszym życiu chcemy się bliżej przyjrzeć. Zapytajmy więc: w jakim sensie Wniebowzięta Dziewica Maryja jest dla nas znakiem niezachwianej nadziei i pociechy?

Maryjo, możemy zawsze na Ciebie liczyć

Maryja jest dla nas znakiem niezachwianej nadziei i pociechy, gdyż w każdych okolicznościach naszego życia możemy się do Niej zwracać o pomoc, liczyć na Jej orędownictwo u Boga. To powód do wielkiej radości. Nic dziwnego, że papież Pius XII podkreślił, iż ogłasza ten dogmat m.in. „ku radości i wesela całego Kościoła”.

Pradawne przekonanie, aby bezpośrednio zwracać się do Maryi o pomoc wypływało z wiary w zmartwychwstanie Chrystusa. W pierwszych wiekach Kościoła chrześcijanie zwracali się już bezpośrednio ku Matce Pana. Wierzyli, że ci, którzy byli związani z Jezusem w Jego ziemskim życiu, mają także wpływ na życie Kościoła po swojej śmierci. Zmarli, zwłaszcza święci i męczennicy, nadal żyją z Chrystusem. Śmierć nie przerwała ich więzi z Nim – wręcz przeciwne: wzmocniła ją. Jezus, który umarł i zmartwychwstał, nie zaprzestał działalności w świecie. Tak samo i ci, którzy razem z Nim żyją na wieki. Dotyczy to zwłaszcza Matki Jezusa. W kazaniach maryjnych (np. Epifaniusza z Salaminy z IV wieku), wspominano początkowo śmierć Maryi, ale z czasem uwaga kieruje się coraz częściej ku Jej ostatecznemu spełnieniu w niebie i Jej pośredniczeniu między niebem a ziemią.

Mówiąc o pośredniczeniu Maryi mamy na myśli to, że Maryja odgrywa szczególną rolę w Bożym zbawieniu człowieka. I wcale nie tylko w tym, że pielęgnowała Jezusa. Kardynał J. H. Newman porównuje Ewę z raju z Maryją: “Ewa była przyczyną zniszczenia wszystkiego, Maryja przyczyną zbawienia dla wszystkich. Ewa uczyniła miejsce dla upadku Adama, Maryja dla naprawienia przez Chrystusa (…) podczas gdy Ewa współdziałała w osiągnięciu wielkiego zła, Maryja współdziałała w osiągnięciu dużo większego dobra” (J. H. Newman, Odnajdywanie Matki. List do wielebnego Edwarda Bouverie Puseya doktora teologii dotyczący jego ostatniego Eireniconu, Niepokalanów 1986,s. 55).

Wydawać by się mogło dziwne, że Kościół przypisuje aż tak wielką rolę Maryi w zbawieniu. Wszak każdy z nas ma (może mieć) udział w zbawieniu drugiego człowieka przez modlitwę, ofiarowanie siebie. Jeśli my możemy to uczynić w niewielkim wymiarze, to Maryja, Matka Jezusa, czyni to w wymiarze ogólnym, całościowym, metafizycznym – to znaczy w odniesieniu do istnienia nas wszystkich.

Widzimy zatem, że kult maryjny ma swoje ziemskie korzenie, które sięgają w wieczność. Maryja żyjąca w Niebie opiekuje się nami na ziemi. Mówi nam o tym najstarsze świadectwo bezpośredniego i błagalnego zwracania się do Maryi słowami modlitwy aleksandryjskiej: „Pod Twoją obronę…”. W naszych czasach pisał o tym św. Josemaría Escrivá: „Matka nasza została wzięta z ciałem i duszą do Nieba. Powtarzaj Jej, że jako Jej dzieci nie chcemy odłączyć się od Niej… Wysłucha cię!” (Droga, Bruzda, Kuźnia, Katowice-Ząbki 2000, 898, s. 538).

Pojawia się tu jednak wątpliwość. Co to znaczy, że wierząc w Chrystusa ciągle jeszcze potrzebujemy pociechy, obrony, niezawodnej nadziei? Czy chrześcijanin jest aż tak słaby w wierze, że ciągle potrzebuje nowej pociechy i nadziei?

Wiara wymagająca pocieszenia

Naszą sytuację trafnie wyrażają słowa ojca, który z niedowierzaniem w moc Jezusa: „Jeśli coś możesz…” (Mk 9, 22) prosił Go o uzdrowienie swego syna: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9, 24). Jeżeli ciągle potrzebujemy znaków nadziei i pociechy, to dlatego, że wszyscy jesteśmy w drodze do Boga, a nie „już u Boga”. Św. Paweł napisał: „Wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2 Kor 5, 6). Aby nie zbłądzić w pielgrzymowaniu przez ziemię potrzebujemy znaków orientacji. Wniebowzięta jest właśnie takim niezawodnym znakiem. Problem polega na tym, aby ten znak właściwie przyjąć i odczytać.

Boże sprawy objawia Bóg, ale rozumie je człowiek. W naszym rozumieniu prawd bożych jesteśmy ciągle narażeni na błąd i złudzenie. Dotyczy to także pojmowania Wniebowzięcia Maryi. Podstawowe zafałszowanie tej prawdy wiary polega na przekonaniu, że istnieje ogromna przepaść między tym światem, o którym mówi nam religia i wiara, a światem naszego codziennego doświadczenia. Przed tym złudzeniem przestrzega nas św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich. Zapisał on, że zanim Chrystus wstąpił do nieba oznajmił uczniom, że otrzymają Ducha Świętego, aby byli świadkami Ewangelii aż po krańce ziemi (Dz 1, 8). A uczniowie, zamiast posłuchać Jezusa i wrócić do Jerozolimy oczekując mocy Ducha Świętego, woleli uporczywie wpatrywać się w Niego, jak wstępował do nieba (Dz 1, 10). Wówczas przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach: „I rzekli: ‘Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?’” (Dz 1, 11). No właśnie… Wpatrując się w niebo – cokolwiek by ono nie znaczyło – uczniowie zupełnie zapomnieli o swojej misji: mieli być świadkami Jezusa na ziemi, a nie w niebie. Błędne odczytanie sensu Wniebowstąpienia Chrystusa sprawiło, że uczniowie utracili na moment czujność i kontakt ze światem, w którym żyją. Zamiast wpatrywać się w niebo i zastanawiać się nad tym, gdzie teraz podziało się ciało Chrystusa, należało raczej zastanowić się nad tym, jakie znaczenie dla zbawienia ludzi ma to, co stało się z ciałem Chrystusa. Nie rozumie dzisiejszego maryjnego święta ten, kto zaczyna się zastanawiać nad tym, jak to możliwe, że ciało Maryi zniknęło i zostało wzięte do nieba? Zaczyna rozumieć dopiero ten, kto chce pojąć, co to wszystko znaczy dla zbawienia ludzi, co to wszystko znaczy dla nas, cieleśnie żyjących na tej ziemi. Maryja wzięta do nieba – to dla nas znak niezawodnej nadziei i wezwanie do czuwania.

Nadzieja, która nakazuje czuwać

Nadzieja, która wzmaga naszą czujność pomaga nam poprawnie odczytać zbawczy sens Wniebowzięcia Matki Bożej. Nadzieja, która płynie z tej tajemnicy, nie ma nas uśpić i przenieść w inny wymiar. Wręcz przeciwnie, powinna wzywać nas do czuwania, podobnie jak Maryja, która w swoim ziemskim życiu była niewiastą czuwającą i rozważającą działanie Boga w czasie i historii (Łk 2, 19; 51). Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi to tajemnice wiary, które wzywają nas do czujności.

Jezus i Maryja mogą nam dziś powiedzieć to samo: „Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie” (Łk 21 ,36). Zauważmy, że to wezwanie dotyczy czasu, a nie przestrzeni. Nie mamy wyglądać Jezusa i Maryi wpatrując się w niebo, gdzieś „w górę” – jak pierwsi uczniowie. „Nie wasza to rzecz” (Dz 1, 7) – powiedziałby o tym Jezus. Naszą rzeczą jest czuwać na ziemi i tak przeżywać czas ziemskiego pielgrzymowania, aby odczytać i spełnić wolę Bożą. I do tego wzywa nas dziś Maryja. Czuwajcie!

O postawie czuwania nie powie nam życie Maryi w chwale nieba – o tym nie możemy mieć żadnego pojęcia. Mamy uczyć się czuwać z Maryją na ziemi – w czasie, w codzienności. Ziemskie życie Maryi było przepełnione szukaniem woli Bożej w czasie i przeżywaniem tego, co przyniesie czas. Ewangelie ukazują Maryję jako niewiastę czuwającą, tzn. otwartą na poszukiwanie Boga w wydarzeniach codzienności i zapamiętującą słowa i wydarzenia związane z Jezusem. Maryja jest dla nas znakiem nadziei przez to, że uczy nas czuwania w czasie. A wiemy, że w czasie nic nie jest dane w sposób ostateczny. Życie z Bogiem w czasie i zmienności, razem z tym, co czas ze sobą przynosi, to obszar ciągłych poszukiwań. Poszuki¬wania Boga i Jego woli lepiej prowa¬dzić w czasie, niż czy¬nić to w przestrzeni. Poszukując Boga w czasie możemy uchronić się od złudzenia, że zasadą życia religijnego miałaby być rzekomo ucieczka do wieczności, do nieba, gdzieś poza „ten świat” i „ten czas”. Tymczasem w religii nie chodzi o sprowa-dzenie nieba na ziemię i zwątpienie w ziemskie ży¬cie i jego wartość. W religii chodzi o znalezienie Boga w samym centrum świata i człowieczeństwa. Człowiek reli¬gijny potrzebuje czasu, a wiecz¬ność nie jest na-grodą za opuszcze¬nie świata, lecz nagrodą za spełnienie woli Bożej w tym świecie. Je¬śli mamy spotkać się z jakąś wiecznością, to może się to stać przez doświad¬cze¬nie czasu. Idziemy ku zbawieniu wiecznemu przez czas tego świata, a nie mimo tego świata i jego zmienności.

Z Bogiem i Maryją w tym świecie

Maryja Wniebowzięta jest dla nas znakiem niezawodnej nadziei przez to, że zamiast wpatrywać się w niebo, każe nam słuchać tego, co mówi do nas Jezus na ziemi. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (2, 5) – oto postawa czuwania. Maryja nie pozwala nam zasnąć w marzeniach i utracić kontaktu ze światem, w którym mówi do nas Bóg. Autentyczna pobożność Maryjna karmi się pytaniem, którym żyła Ona sama: w jakich zdarzeniach i spotkaniach, w jakich relacjach i układach małego i wielkiego świata mojego życia jest ukryte dla mnie słowo Boga? W szarej codzienności, gdzie dzień jest podobny do dnia, łatwo zapominamy, że każdy dzień jest nowym wezwaniem – jak śpiewał Marek Grechuta: „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy / Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy”. Dlatego potrzebujemy postawy czuwania, zatrzymania się na chwilę w biegu życia, aby postawić sobie pytanie: w jakich codziennych wydarzeniach, z pozoru nic nie znaczących, mówił i mówi do mnie Bóg? Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Karla Krausa, który wkłada w usta Boga słowa zachęty dla nas: „Wystarczy, że zwrócisz ku Mnie swe ucho – Ja wtedy znajdę słowo dla ciebie”. Akt wiary jest wsłuchiwaniem się w to, co Bóg ma nam do powiedzenia w danym czasie. A Bóg zawsze ma nam coś do powiedzenia. Kiedy będziemy uważnie i refleksyjnie przeżywać naszą codzienność, kiedy będziemy wyczuleni na Boże głosy i nawoływania, wtedy stanie się dla nas jasne, że postawa czuwania i nasłuchiwania Boga nie jest czymś narzuconym z zewnątrz, ale czymś upragnionym w sercu. Nie chęć oglądania niewidzialnego Boga, nie pytanie: „Gdzie jest Bóg?”, ale pokorne wyznanie: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3, 9) – oto postawa czuwania i nasłuchiwania. Czuwanie jest potrzebą naszego serca, a nie ciekawością rozumu, który chce tylko „obejrzeć” (pojąć) Niewidzialnego Boga, ale już niekoniecznie Go słuchać i być Mu posłusznym. Przeżywanie swojej codzienności zasłuchanej w głos Boga daje nam wielką szansę, aby – jak Maryja – być otwartym duchem i umysłem. Wówczas nie trzeba wpatrywać się w niebo, ale żyć czasem nam danym. Kto wierzy, żyje inaczej. Kryje się w tym siła dogmatu maryjnego, który nie dotyczy tylko Maryi, ale każdego z nas.

Siła dogmatu o wniebowzięciu: my wszyscy razem z Maryją

Siła dogmatu o wniebowzięciu w tym się właśnie wyraża: aby oddać hołd i uwielbienie Maryi, która jest ściśle złączona ze swoim Synem Chrystusem i pomaga nam dojść do takiego zjednoczenia – teraz i w wieczności. Aby spełniły się słowa Chrystusa: „gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa” (J 12, 26). Nie popełnimy zatem błędu, gdy powiemy, że Wniebowzięcie nie jest wyłącznym przywilejem Maryi, ale ostatecznym powołaniem każdego chrześcijanina. Lecz siłą tego dogmatu jest również to, abyśmy dostrzegli, że Bóg nie jest gdzieś daleko, poza światem, w odległych niebiosach, lecz jest tu, w tym świecie, i czeka na nasze „niech mi się stanie według słowa Twego” – jak uczyniła to niegdyś Maryja.

Wielki teolog XX wieku Karl Rahner pisał: „Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny z ciałem i duszą nie głosi o Maryi niczego innego niż to, co wyznajemy również o nas samych w Symbolu Apostolskim, kiedy mówimy o zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym. (…) Wszak wyznajemy o Maryi to, co my sami wyznajemy o nas wszystkich w formie naszej nadziei” (K. Rahner, Podstawowy wykład wiary, tłum. T. Mieszkowski, PAX, Warszawa 1987, s. 314).

Wniebowzięcie jest tym, czego wszyscy oczekujemy: ostatecznego spełnienia się w Bogu Miłości i Dobroci. Wniebowzięta pomaga nam w osiągnieciu tego celu. To sprawia, że chrześcijaństwo jest otwarte i otwierające, jest niedomknięte i niedokończone. Więc chodźmy! Ku otwartej przestrzeni, ku niewiadomej czasu. I tam odnajdźmy siebie, choćby cel ten był odległy. A Bóg będzie nam towarzyszył. Kto bowiem żyje w przyjaźni z Bogiem w tym świecie może odważyć się odpowiedzieć na nowe problemy tego świata i nie będzie się bał.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami