• parafiaprokocim
  • 2022-11-01
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga.

W uroczystość Wszystkich Świętych naszą wspólną refleksję na temat chrześcijańskiego ideału świętości rozpoczniemy od opowiadania z kręgu chasydów. Opowiadanie nosi tytuł: „Ja jestem modlitwą”. Pewien rabin wyjaśniał słowa psalmu: „Ja bowiem jestem modlitwą” w następujący sposób: „Biedak, co już trzy dni nie jadł i w obdartej odzieży zjawia się przed królem, czyż ma jeszcze mówić, czego mu trzeba? Tak właśnie stał Dawid przed Bogiem, sam jak modlitwa” (M. Buber, Opowieści Chasydów, tłum. P. Herz, Poznań 1989, s. 229)

Czego uczy nas to opowiadanie? Z pozoru niewiele. Uczy nas– przychodzenia. Przyjśćprzed oblicze króla, aby mu się pokazać w całej swojej biedzie. Biedak nie musi nic mówić. Jego bieda mówi sama za siebie. Ale to nie bieda, lecz biedak ma przyjść przed oblicze króla. Biedak ma uznać swoją biedę i wyruszyć na spotkanie z królem. A to już wielka sprawa.Wielka nauka dla nas. Przyjrzyjmy się jej bliżej.

Dziś w jednej uroczystości czcimy zasługi wszystkich świętych. Zasługi te są oczywiście różne w życiu różnych świętych. Ale łączy ich wszystkich ta jedna zasługa: przychodzenie do Chrystusa. A mówiąc dokładniej: przyjęcie od Niego zaproszenia. Zabrzmiało ono i dziś w śpiewie przed Ewangelią: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).

Ludzie święci byli święcie przekonani, że dobry chrześcijanin, to nie człowiek bez winy i skazy, stojący bez ruchu, zapatrzony w siebie. Dobry chrześcijanindobrze wie, że sam siebie nie zbawi. Potrzebuje Chrystusa. Dlatego rusza w drogę. Staje się pielgrzymem, aby stawić się przed Chrystusem w całej swojej nędzy. Człowiek świadomy swej nędzy nie może stać w miejscu, bez ruchu. Czuje się wewnętrznie przynaglony, aby wstać i pójść do Chrystusa. Tak uczynił syn marnotrawny z Jezusowej przypowieści. Powiedział sam do siebie: „Wstanę i pójdę do mojego Ojca” (Łk 15, 18). Pójdędo Ojca – po co? Po przebaczeniemoich grzechów? Zapewne. Ale czy tylko po to? Czy w mojej drodze do Ojca nie kryje się coś więcej, niż tylko nadzieja na przebaczenie i lekarstwo na mój grzech?

Wsłuchajmy się raz jeszcze z uwagą w Jezusowe zaproszenie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).Jezus zaprasza do siebie wszystkich, a zwłaszcza obciążonych i utrudzonych. Obiecuje wiele: pokrzepienie, odnowę sił. Więcej nawet: nowe istnienie: „Patrz, oto wszystko czynię nowe” (Ap 21,5). A jednak zaproszenie to jedno, a jego współczesne przyjęcie– to drugie.

Człowiek naszej epoki jest obciążony i utrudzony. To prawda. Ale jest to inny rodzaj obciążenianiż ten, który przeżywał Psalmista, gdy wołał: „Ja wprawdzie jestem ubogi i biedny, Pan jednak myśli o mnie; moją pomocą i moim ratunkiem jesteś Ty; Boże mój, nie zwlekaj!” (Ps 40, 18). Psalmista woła do Boga, bo nie może już znieść stanu swego istnienia. Ciążą na nim jego grzechy. Pragnie znaleźć w Bogu przebaczenie, ale też nowe życie, nowy sens. Inaczej wygląda obciążenie człowieka naszego czasu. Człowiek przestał być pielgrzymem do Boga. Stał się włóczęgą po swoim doczesnym, materialnym świecie. Zamiast pielgrzymować, wałęsa się, kręci wkółko – i to coraz szybciej.Pomylił szybkość z rozwojem. Zapomniał o podstawowej rzeczy: że człowiek nie jest rzeczą, która zwyczajnie istnieje. Człowiek, oprócz tego, że istnieje, musi coś zrobić ze swoim istnieniem. Najlepiej coś dobrego i mądrego. Aby tego dokonać, powinien zwrócić się w kierunku Ducha: Mądrości, Dobroci, Miłości. Powinien przekraczać materialny świat i wytężać siły ku temu, co nadprzyrodzone i Boże. Tymczasem człowiek zamknął się dziś w teraźniejszości i materialnym świecie.Zupełnie zrezygnował z tego, aby zrobić coś zeswoim istnieniem. Nie ma już siły, aby zrobić z siebie świętego, albo choćby nawróconego grzesznika. Nie ma też siły, aby uznać siebie za sprawiedliwego lub za niesprawiedliwego, za chorego na duszy czy zdrowego. Po prostu istnieje – i tyle. Trwa w bezruchu. Nie rozwija się duchowo, bo nie ma ku czemu dążyć. Do takiego człowiekanie przemawia już Jezusowa przypowieść o faryzeuszu i celniku. Łatwo to zrozumieć. Wszak faryzeuszowi i celnikowi o coś ważnego chodziło. Obaj wybrali się do świątyni, aby się modlić. Pielgrzymowali, aby stanąć przed Bogiem ze swoim istnieniem. Obaj dobrze wiedzieli, że budowanie potęgi materialnej nie może się odbywać kosztem utraty sił duchowych. Człowiek nie może się zamknąć w wymiarze materialnym tego świata.Obecnie jest inaczej. Wielu nie ma już siły, aby wybrać się do świątyni.Nie widzi potrzeby i sensu takiej pielgrzymki. Mają świadomość, że „coś tam w świątyni jest”, ale – jak sami mówią –„po co od razu to ‘coś’nazywać Bogiem”?

Papież Benedykt XVI napisał o sytuacji człowieka naszej epoki: „Człowiek jest rozdarty między tymi dwoma tendencjami. Nie jest zdolny, aby uwolnić się zupełnie od Boga, ale nie ma też siły, aby wejść na drogę ku Niemu; sam nie zdoła przerzucić tego pomostu, który mógłby ustanowić konkretną relację z tym Bogiem” (J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005, s. 123).

Zapytajmy teraz: czy święci mogą pomóc zagubionemu człowiekowi przyjąć zaproszenie od Chrystusa? Czy człowieka, który ufa tylko swoim siłom można przekonać, że potrzebuje pokrzepienia od Chrystusa?Czy uwierzy on słowom Pana: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5)? Święci wiedzieli co należy zrobić z poczuciem bezsilności wobec swego życia, jego ułomności i kruchości. Uczą nas, że moc jest z Boga. Uczą, że bezsilnym można być, ale też trzeba wiedzieć, jak sobie pomóc. Mądrze pomóc. Nawet bezsilność wymaga od nas namysłu, mądrości. Święci uczą nas, że wiara w Boga, to mądre rzucenie się Bogu w ramiona ze wszystkimi naszymi sukcesami i porażkami. Czy człowiek dziś tak potrafi?

W opowiadaniu chasydów, od którego zaczęliśmy nasze rozważanie, człowiek biedny nie był głupi. Wiedział dokąd pójść ze swoją biedą. Komu się pokazać. A gdzie ma się udać człowiek naszej epoki? Komu ma się pokazać ze swoją nędzą? Czy w ogóle ma jej świadomość? Czy nie czuje się zaskoczony, gdy słyszy słowa Apokalipsy: „Bo mówisz: ’Jestem bogaty, wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję’, a nie wiesz, że jesteś nędzny i godzien litości, biedny, ślepy i nagi” (Ap 3, 17)?

Przyszliśmy do świątyni, aby się modlić. Spotkać się z Bogiem. To nasza odpowiedź na zaproszenie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). To zaproszenie. Okazja dla ludzi wolnych i rozumnych, a zarazem świadomych swej biedy i spragnionych nowego życia. Zaproszenie Jezusa pozostaje zawsze otwarte, ale pozostaje tylko zaproszeniem. Można je przyjąć tylko w wolności. I ta wolność sprawia, że otwarte pozostaje także bolesne pytanie Jezusa: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8).

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami