• parafiaprokocim
  • 2022-08-15
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga.

Katolicki obraz Maryi wieńczy prawda, że uświęcona w początkach swego życia dziewicza Matka Pana u kresu swej ziemskiej wędrówki została z duszą i ciałem, cała i niepodzielona wzięta do chwały Bożej. Tę prawdę, jako należącą do katolickiej nauki wiary, ogłosił papież Pius XII w roku 1950. Spotkało się to wówczas z krytyką ze strony protestanckiej i prawosławnej. Nie będziemy omawiać argumentów tej krytyki. Nie są one palącym problemem w naszej teraźniejszości. Palącym problemem życia chrześcijańskiego jest dziś coś zupełnie innego. Mianowicie, duchowe i metafizyczne (tj. dotyczące istnienia) znaczenie dogmatu o wniebowzięciu i jego rola w codziennym życiu ludzi naszej epoki. Z tym mamy dziś największe trudności.

Dyskutuje się często nad słowną formą dogmatu, a pomija jego sens. Koncentruje się na twierdzeniu przyjmowanym za pewne i objawionym przez Boga. Pomija się zaś jego sens, czyli to, co znaczy, o czym ważnym mówi dogmat do każdego z nas. Jednak sens jest ważniejszy niż forma. I o tym chciałbym nieco powiedzieć.

Przypomnijmy, że dogmat o wniebowzięciu na pierwszym planie oddaje cześć Maryi. Ona żyje, jest w domu Boga Ojca i rzeczywiście przekroczyła granicę śmierci i dotarła do celu – do wiecznej wspólnoty z Chrystusem. To jest pierwszy plan tego dogmatu: chwalebne zmartwychwstanie i wniebowzięcie Maryi. Wypływa to z Jej Bożego macierzyństwa. Ale istnieje też drugi plan tego dogmatu. Drugi, nie znaczy mało ważny. Otóż dogmat ten ma do odegrania wielką rolę społeczną, duchową i kulturową. W jakim sensie? Maryja została wzięta z ciałem i duszą do chwały nieba. Terminy „ciało” i „dusza” oznaczają tu jednego i całego człowieka, istniejącego jako istota cielesno-duchowa. Dusza i ciało Maryi zostały wzięte do nieba. Tak też zostaje ujęty ostateczny cel każdego pielgrzymowania na ziemi: dopełnienie ciała i duszy. Zbawcze działanie Boże dotyczy ciała i duszy. Dlatego św. Tomasz z Akwinubez wahania nazwał „pobożnym przekonaniem” twierdzenie, że również umiłowany uczeń Jan dostąpił częściowego udziału w ostatecznej chwale. A wielki teolog Karl Rahner stwierdził, że w dogmacie o wniebowzięciu widzi „coś, co jest zrozumiałe samo przez się dla wszystkich chrześcijan”. I dodał: „To samo, co wiara mówi o Maryi, stanowi przedmiot nadziei nas wszystkich. To wniebowzięcie jest tylko dopełnieniem zbawczego dzieła Boga i Jego łaski, którego wszyscy oczekujemy”.

Wniebowzięcie to nie tylko religijna, ale i metafizyczna(dotycząca istnienia) prawda o życiu ludzi na ziemi. Człowiek to nie tylko ciało i psychika. Człowiek ma jeszcze ducha (iskrę Bożą, tchnienie Boże) i nieśmiertelną duszę, która ożywia jego śmiertelne ciało. Aby żyć w pełni po ludzku człowiek powinien prowadzić życie duchowe. Żyjąc na ziemi, dojrzewać do wieczności. Wniebowzięcie Maryi ukazuje w jasnym świetle wszystkim, do jak wzniosłego celu duszą i ciałem jesteśmy skierowani. Lecz właśnie we współczesnej kulturze to światło i sens zostały zaciemnione.

W umysłach ludzi Zachodu nie funkcjonuje już dawny model rzeczywistości, w którym świat był podzielony na dwie odrębne sfery. Jedną z nich stanowił świat zwykły, codzienny, materialny, który jest wyrazem naszego życia tu i teraz. Drugi był światem nadprzyrodzonym, przyszłym, do którego człowiek dążył. Żyjąc w świecie materialnym, człowiek był otwarty na „inny świat”. W swoim istnieniu człowiek nie był całkowicie ziemski, skończony i przyziemny. Miał w sobie silne poczucie bycia wezwanym do „czegoś więcej”, i do „czegoś innego”, niż tylko materialny i aktualny świat. Religia podtrzymywała to poczucie wybrania i uczyła przekraczać ziemskość i skończoność. Religia głosiła, że żyjemy nie tylko w jednym wymiarze codzienności, lecz również uczestniczymy w tym, co nas przerasta. Religia uczyła nas przekraczać siebie ku nowemu wymiarowi istnienia. Przekonanie o istnieniu świata Boga i świata Ducha nie wyrastało z wiedzy, czy z rozumu, ale z silnego poczucia przynależności do Boga. To poczucie nadawało istnieniu kierunek rozwoju: skoro istnieje „coś więcej”, to świat i człowiek powinien być otwierany ku innym, niewidzialnym i duchowym sferom. Dziś taki model rzeczywistości upadł, a człowiek nie idzie już na przód, nie rozwija się, lecz kręci się wokół samego siebie. Świat Boga i Ducha stał się obecnie dla wielu ludzi problematyczny i nierealny. Więcej nawet: stał się obcy i niepotrzebny. Człowiek stał się dziś całkowicie ziemski i przyziemny. Stał się istotą zamkniętą w świecie materialnym i widzialnym. Świat codziennego doświadczenia uważa za jedyną reprezentację rzeczywistości. Spotkanie z Bogiem w wieczności zamienił na polisę ubezpieczeniową na życie. Myśląc o swojej śmierci nie patrzy wprzód, nie wypatruje Boga z wieczności. Śmierć nie otwiera już na nowy wymiar istnienia. Myśląc o swojej śmierci człowiek współczesny patrzy tylko wstecz, na tych, którzy zostają, aby zabezpieczyć im majątek, aby coś im po sobie pozostawić. Jezus jednak uczył, że kto w ten sposób żyje, kto tylko udaje, że idzie naprzód, a naprawdę spogląda ciągle za siebie, ten się nie rozwija i nie nadaje się do królestwa Bożego. Łatwo to pojąć. W skończonym i zamkniętym świecie, gdzie nie ma odniesienia do Ducha i Prawdy, wniebowzięcie musi być czymś nierealnym, niezrozumiałym, niepotrzebnym, a nawet śmiesznym. A jednak trzeba przyznać, że porzucając nieskończony wymiar naszego istnienia, wcale nie czujemy się bardziej szczęśliwi i mądrzejsi. Jak do tego doszło?

Kultura współczesna znalazła się w stanie choroby metafizycznej. Jest to choroba dotycząca istnienia, jego przeżywania i rozumienia. Filozofia nazwała tę chorobę „metafizycznym zamknięciem”. To przyziemny sposób rozumienia i przeżywania ludzkiego istnienia i istnienia świata. To pomniejszenie istnienia, wykarczowanie ducha i wartości. A przecież człowiek ze swej istoty jest powołany do życia w otwartości na „coś więcej i inaczej”. Powinien rozwijać się w swoim istnieniu w kierunku ducha i wartości wiecznych. Żyjąc w teraźniejszości otwierać się na to, co duchowe, nieprzemijające i Boże. Idea metafizycznego zamknięcia wszystkiemu temu zaprzecza. Rozumuje tak: człowiek ma się rozwijać? Zgoda, ale tylko w ramach doczesności. Ma szukać nowych rozwiązań i myśli? Zgoda, ale wszelka nowość ma być jednego rodzaju – doczesna i ziemska. Nie może być w świecie radykalnej nowości, jaką wnosi ze sobą idea zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Tego dziś nie chcemy. Wszystko, co nowe ma być atrakcyjne, ale zamknięte na wieczność. Tylko tu– w doczesności – człowiek ma się rozwijać i szukać swego ostatecznego dopełnienia. Łatwo zgadnąć, że w tak zamkniętym świecie idea wniebowzięcia, to wydobyta z przeszłości ciekawostka, która jest legendą dla ludzi słabych i nieporadnych życiowo. Nie radzą sobie w tym życiu, dlatego uciekają się do mitycznych opowieści o wieczności i niebie. Uciekają od swojej odpowiedzialności za ten świat, poza którym nie ma innego. Żyć w takim metafizycznym zamknięciu oznacza porzucić nadzieję na świat przyszły i wziąć się do pracy nad przekształcaniem tego świata. Innego świata nie będzie. Metafizyczne zamknięcie rzeczywistości oznacza śmierć Boga w tym świecie. Bóg stał się gościem nieproszonym. Został wyproszony ze świata ze wszystkimi tego dla ludzi konsekwencjami.

Metafizyczne zamknięcie świata to jednak nic dobrego i nic mądrego. To samobójcza choroba. Atakuje ona duchowe i mądrościowe przeżywanie i rozumienie istnienia. Umniejsza je i degeneruje. Ograbia z ducha i wartości, a także z mądrości, którą zastępuje wiedzą i sprytem.

Stajemy dziś zatem przed pytaniami: czy wiara we wniebowzięcie– w jego prawdziwie metafizyczny i ogólnoludzki sens, może nas wydobyć z „metafizycznego dołka” i otworzyć na to, co realne, duchowe i wieczne? Czy możemy się rozwinąć w istnieniu chodząc z nosem przy ziemi, zamknięci w doczesności? Czy wniebowzięcie to tylko symbol dla ludzi życiowo niezaradnych, którzy rychło straciliby wiarę w niebo, gdyby na ziemi polepszyły się ich warunki bytowe? Istnieje ryzyko wielkiego błędu współczesnej kultury. Z powodu własnej ułomności fałszuje ona i umniejsza istnienie. Czyni tak, bo chce wyjaśnić świat redukując go tylko do rzeczywistości fizycznej, człowieka do cząstki świata przyrody, a kulturę do sposobu opanowania teraźniejszości – bez perspektywy wieczności. Jak można zawrócić z tej błędnej drogi? Jak pokazać, że za wniebowzięciem stoi jakaś prawdziwa i nowa rzeczywistość i sens, która nas, żyjących na ziemi, wzywa i pociąga ku sobie? Ku pełni istnienia? To wszystko sprowadza się do pytania: jak ponownie zaprosić Boga do naszego świata?

W wypadku tak podstawowych i wielkich pytań poszukiwanie odpowiedzi powinno się kierować ku samym początkom. W taki sposób myślał Jezus. Kiedy pytano Go o wolę Boga w sprawach podstawowych, odpowiadał: „Wy robicie tak, a tak, ale na początku tak nie było…”. Mówiąc o “początku” Jezus miał na myśli nie początek czasu, lecz zamysł Boży, odwieczny Boży porządek rzeczywistości.

Chrystianizm głosi odwieczną wolę Boga: cały człowiek (z duszą i ciałem) ma przed sobą otwartą przyszłość, którą jest sam Bóg. Ta przyszłość nie jest dziełem człowieka, lecz darem łaski. Przez tę łaskę zostajemy zbawieni mimo naszych ograniczeń. Dzięki łasce dochodzimy do pełni swego istnienia. Ta pełnia objawiła się nam w Maryi. Więcej nawet: Ona wstawia się za nami u Boga, abyśmy i my osiągnęli pełnię istnienia. To bowiem, co się zaczyna w dziewiczym macierzyństwie Maryi – jej ciało ogarnięte przez Ducha Bożego, i co się dopełnia we wzięciu Jej do nieba, dotyczy każdego chrześcijanina. Św Paweł uczy nas: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6, 19).

Prawdę o wybraniu i wniebowzięciu Maryi należy zatem rozważać w kontekście wiary w wybranie i zmartwychwstanie. Taki jest też kierunek rozwoju istnienia. Św. Paweł mówił o naszym istnieniu, które rozpoczęło się od wybrania przez miłość Bożą i w miłości Bożej ma ono znaleźć swoje dopełnienie: „On nas napełnił wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1, 3-6).

Nasze rozważania pozwalają nam wysnuć następujący wniosek: człowiek nie mieści się w swoim świecie i jest otwierającym siebie i świat ku czemuś innemu, jakiemuś dalej i więcej. Jeśli ulegnie współczesnej modzie i przestanie się otwierać na to, co duchowe i wieczne, staje się nieszczęśliwy, a w konsekwencji popełnia duchowe i metafizyczne samobójstwo. Kościół wskazując na wniebowzięcie Maryi, matki Jezusa podkreśla, że jako pierwsza cieszy się Ona tym, co jest przygotowane dla każdego z nas.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami