• parafiaprokocim
  • 2023-11-01
  • 0 Komentarzy

Ta homilia zostanie wygłoszona 1 listopada tylko o godz. 12.30

 

Umiłowani przez Boga

W początkach Kościoła Chrystusowego nie oddawano publicznej czci nikomu ze stworzeń (ani ludziom, ani nawet aniołom) poza samym Bogiem i Jezusem Chrystusem, Synem Bożym. Obawiano się bałwochwalstwa, czyli oddawania boskiej czci czemuś/komuś, kto nie jest Bogiem. Nowy Testament podkreśla, że boska cześć należy się tylko Bogu: „Panu, Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4, 10c). A jednak już w Nowym Testamencie znajdujemy pewne ślady początku czci świętych Pańskich. Jezus udziela pochwały św. Janowi Chrzcicielowi: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11, 11); św. Paweł wysławia Abrahama jako męża wielkiej wiary (Rz 4, 18-22); św. Łukasz ewangelista opiewa męczeńską śmierć św. Szczepana: „Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu” (Dz 6, 8).

Młody Kościół głęboko wierzył, iż osoby święte są zbawione i cieszą się chwałą w niebie. Więcej nawet: one orędują za nami u Boga, za nami żyjącymi na ziemi. Kiedy zatem w credo wyznajemy: „wierzę w świętych obcowanie” – wyrażamy nadzieję, że śmierć nie zerwała naszej więzi ze świętymi. Ci, którzy zmarli w opinii świętości i osiągnęli cel swego życia (pełnię zbawienia), mogą dopomagać do zbawienia tym, którzy są w drodze do domu Ojca. Ale nie tylko o samym domu Ojca (o szczęśliwej wieczności) uczyli nas myśleć święci. Oni otwierali nam oczy także na „ten świat”, i na to, co w nim Bóg zamierza uczynić we współpracy z ludźmi. Podtrzymując w nas nadzieję na udział „w świecie przyszłym”, święci uczyli nas mądrze i pobożnie żyć „na tym świecie”. Dlatego pamięć o nich należało odpowiednio uczcić.

 

Uczcić pamięć wszystkich świętych

Jako pierwszy wpadł na pomysł uczczenia wszystkich świętych w jednej uroczystości Kościół na Wschodzie, w Antiochii. W jednym dniu wspominano wszystkich bezimiennych męczenników. A było ich już wtedy bardzo wielu. Od IV wieku na Wschodzie poświęcono ku ich czci pierwszą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. Była to pierwsza uroczystość Wszystkich Świętych Męczenników, którzy oddali swoje życie za Chrystusa, a nie byli oni wspominani w martyrologiach miejscowych, ani w kanonie Mszy świętej.

Na Zachodzie pierwszy impuls do kultu świętych dał papież Bonifacy IV. Było to 13 maja 609 roku, kiedy poświęcił on starożytną świątynię rzymską, poświęconą czci wszystkich bóstw (panteon), jako świątynię katolicką ku czci Matki Bożeji świętych męczenników. Świątynia Panteon, a obecnie kościół Wszystkich Świętych, istnieje w Rzymie po dziś dzień. Natomiast osobne święto ku czci Wszystkich Świętychwprowadził papież Jan XI w 835 roku. Wybrał on na ten dzień 1 listopada.

W dziejach chrześcijaństwa kult świętych był niezwykle ciepły i serdeczny. Każde miasto chciało mieć swojego świętego patrona, a jego relikwie otaczało wielką czcią. Na przykład w Krakowie, po roku 1184, rozpowszechnił się kult św. Floriana, gdy sprowadzono jego relikwie, które podarował papież Lucjusz III. Z kolei w 1714 roku krakowscy radni wybrali na głównego patrona Krakowa św. Józefa, wierząc, iż pomoże miastu podnieść się z upadku z powodu najazdów obcych wojsk i epidemii. Naszą pamięć o świętych wyrażamy także poprzez sztukę sakralną. Nasza parafialna świątynia jest ozdobiona okazałymi wizerunkami świętych, którzy byli związani z naszym miastem Krakowem. Ich duchowe i kulturowe dziedzictwo jest nam ciągle stawiane przed oczyma – także w formie plastycznej.

 

Wartość dziedzictwa świętych

Bez egzaltacji możemy dziś powiedzieć, że odrzucenie tajemnicy „świętych obcowania”,a co za tym idzie ochłodzenie duchowej więzi ze świętymi, byłoby dla nas, wierzących, czymś niezrozumiałym i bolesnym.

Zapominająco świętych, odbieramy sobie szansę na ich dobroczynne wstawiennictwo. Wprawdzie nie modlimy się do świętych, ale do Boga, lecz to właśnie święci wspierają nas w naszej drodze do nieba, a ich wstawiennictwo wyprasza nam Bożą opiekę. Zacieranie pamięci o świętych byłoby także fałszowaniem dziejów chrześcijaństwa i zbudowanej na niej kultury. Nazywa ona imionami świętych nie tylko świątynie, ale także obiekty użyteczności publicznej: mosty, ulice, skwery, szkoły, stawia świętym pomniki. Postacie świętych są także obecne w herbach miast –na przykład w herbie Poznania widnieją postacie świętych Piotra i Pawła. Wiele można by mówić o symbolach i nazwach nawiązujących do imion świętych. Lecz zapytajmy: jaka jest właściwa miara naszej pamięci o świętych?

 

Miara pamięci o świętych

Religijnej pamięci o świętych nie mierzy się jedynie słowem, symbolem i nazwą. Właściwą miarą naszej pamięci o świętych jest to, czy wzór ich życia ma wpływ na nasze życie i wartościowanie. Wszak święty to wzór postępowania, który wyznacza kierunek rozwoju ludzi i kultury. Święty żyje w tym świecie, ale nie jest niewolnikiem tego świata. W postawach i zachowaniach świętych jest zawsze jakieś wyzwanie rzucone światu. Są oni znakiem sprzeciwu, zachęcają do szukania czegoś poza światem. Święci jednak nie są wrogami tego świata, lecz pragną jego rozwoju w kierunku ducha. Próbują ze wszystkich sił „podnieść” świat ku Bogu, bo wiedzą – z własnego doświadczenia – że człowiek może być szczęśliwy jedynie wtedy, gdy przebywa blisko Boga. Święci są pierwotnie zorientowani na Boga, dlatego ich pragnieniem jest, aby cały świat zbliżył się do Boga.

Łatwo teraz dostrzec, że mądrość świętych ma wymiar wybitnie praktyczny – całym swoim życiem wskazują na Boga, do którego chcą ludzi pociągnąć. W ich życiowych postawach wyraża się także pragnienie zmiany kierunku rozwoju społeczeństwa i kultury. I z tą zmianą współczesny świat ma ogromny problem. Dlaczego? Życie świętych jest dla wielu ludzi solą w oku. A sól ma wyciskać łzy z oczu, ma piec w oczy, aby je oczyścić i nie pozwolić ich zamknąć na to, co najważniejsze – na Boga, nieśmiertelną ludzką duszę i wieczność. Takie zadanie mieli chrześcijanie od początku: „Wy jesteście solą dla ziemi” (Mt 5, 13).Świat współczesny nie chce się jednak rozwijać w kierunku Boga i ducha. Nie oznacza to jednak, że świat dziś wie, w jakim kierunku powinien się rozwijać. W tym cały problem z kulturą naszej epoki. Jej cechą rozpoznawczą jest zagubienie i dezorientacja, niepewność i lęk. Zapytajmy teraz: czy święci mają jeszcze jakąś rolę do odegrania w epoce dezorientacji i lęku?

 

Święci w epoce dezorientacji

Św. Jan Paweł II napisał: „Czasy, w jakich żyjemy i związane z nimi wyzwania to okres zagubienia. Tylu ludzi sprawia wrażenie, że są zdezorientowani, niepewni, pozbawieni nadziei, stan ducha wielu chrześcijan jest podobny” (Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Ecclesia in Europa, nr 7). Dziś obserwujemy i doświadczamy tego, jak proces zagubienia i beznadziei pogłębia się i nas paraliżuje.

Współczesna europejska kultura podważa sens tradycyjnych wartości, którymi żyli święci. Zostały po nich tylko nazwy szkół, ulic i mostów, ale ich święte życie nie inspiruje nas już tak samo, jak kiedyś. Kultura dobrobytu, nauki i techniki nie wspiera rozwoju ducha. Szkoda jej na to czasu i sił. Z drugiej jednak strony kultura współczesna nie jest zdolna do stworzenia nowych wartości pozytywnych, pochwalając jedynie przypadkowość, brak powinności i samowolę. Dlatego żyjemy w czasach utraty orientacji na to, co nas rozwija i buduje, co pogłębia nasz umysł i ducha. Za to doświadczamy zła i tej strasznej bezradności wobec wszechobecnego zła. Ta bezradność przyprawia nas o depresję. Nie ma dziedziny ludzkiego życia, w której zło nie podnosiłoby dziś głowy. Wszystko to oznacza, że mamy wielki problem z odzyskaniem dobrej drogi, na której moglibyśmy się rozwijać i czuć się bezpiecznie w naszym istnieniu. Ale nie zawsze tak z nami było.

W przeszłości drogę rozwoju wskazywali nam święci. Ich dobre życie i orientacja na Boga określała nasze istnienie i wskazywała nam możliwości wyboru i działań. Św. Jan Pawel II mówił o roli świętych: „Czyż święci są po to, ażeby zawstydzać? Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, aby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości” (Św. Jan Paweł II, Homilia beatyfikacyjna Karoliny Kózkówny, 10 czerwca 1987).Dzięki życiu i świadectwu świętych wiedzieliśmy kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, jakie mamy powinności i obowiązki wobec siebie, innych, przyrody, Ojczyzny, Boga. A jeśli o tym wszystkim zapomnieliśmy, to święci nam o tym przypominali i zawstydzali nas – ku nawróceniu. Wszystko to pozwalało nam na wybór właściwej orientacji dla swego życia i istnienia. Dzisiaj jest inaczej.

Znaleźliśmy się obecnie w błędnym kole: oczekujemy (jak to było w przeszłości) jasnych kierunków orientacji i konkretnych odpowiedzi na pytania co czynić?, co wybrać?, czym się kierować? A jednak dotychczasowe wzorce, jakie pozostawili nam święci, wydają się być obce, dalekie i nieaktualne. I oto musimy się na nowo zorientować w naszym istnieniu, odkryć kierunek naszej drogi, lecz (inaczej niż w przeszłości) jesteśmy w tym pozostawieni sami sobie. Święci zostali „odstawieni na boczny tor” w rozwoju kultury, a niektórych z nich zajadle się atakuje (np. osoba Jana Pawła II). Wielkie dziedzictwo świętych: intelektualne, duchowe, pewność w ukierunkowaniu na Boga – słowem: wszystko to, co określało nasze bezpieczne orientacje w istnieniu, nagle przestało być ukierunkowujące, przestało być źródłem orientacji w życiu. Wydaje się, że ani pewność, ani niewinność, ani bezpieczeństwo nie mogą już być naszym udziałem tak, jak było to dawniej. Jednocześnie jednak nie straciliśmy poczucia zła ani w sobie, ani w świecie. Nigdy chyba jego mroczna wszechobecność nie była bardziej wyczuwalna i realna. Nasze poczucie odpowiedzialności za dobro i miłość w świecie, w którym żyjemy, jest ciągle bardzo silne. I właśnie ono otwiera nam dziś drogę do świętych.

Aby uchronić się przed depresją z powodu bezradności wobec zła potrzebujemy mocy i pomocy świętych. O to modli się cały Kościół słowami prefacji: „Przez wspaniałe świadectwo życia Twoich świętych obdarzasz swój Kościół nową mocą i dajesz nam dowody swojej miłości. Przykład świętych nas pobudza, a ich bratnia modlitwa nas wspomaga, abyśmy osiągnęli pełnię zbawienia” (Prefacja o świętych 71). A w innej prefacji słyszymy słowa: „Umocnieni przez tak licznych świadków toczymy zwycięsko bój z wrogami zbawienia, aby osiągnąć razem ze świętymi niewiędnący wieniec chwały, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (Prefacja o świętych 70).

Zapytajmy teraz: jak należy rozumieć słowa prefacji o świętych. W jaki sposób święci mogą nam pomóc odzyskać dobrą orientację w istnieniu, abyśmy osiągnęli pełnię zbawienia?

 

Zorientować się w istnieniu z pomocą świętych

Powiedzmy najpierw rzecz najbardziej podstawową. Zwierzęta i ludzie muszą się orientować w otoczeniu, gdyż w nim żyją, działają i realizują własne potrzeby. Stale zmieniają środowiska swojego życia. Każda zmiana wymaga konieczności rozeznania się w zmieniających się warunkach zewnętrznych. Wszystko po to, aby móc przetrwać i podjąć właściwe działania. We wszystkim, co się czyni, myśli i mówi człowiek musi się orientować, nawet wtedy, gdy taką orientację przejmuje od kogoś innego.

Człowiekowi nie wystarczy orientować się w swoim otoczeniu. Trzeba jeszcze orientować się w odniesieniu do swego miejsca w całości istnienia. Orientacja w najbliższym otoczeniu musi być uzupełniona orientacją w całości istnienia. Rzeczywistość otacza nas, ludzi, w trzech wymiarach. Są to: (1) środowisko naszego życia, (2) nasz świat kultury,(3) to, co niepojęte i tajemnicze. Innymi słowy, nasze ludzkie życie jest współokreślane przez trzy wymiary: (1) żyjemy wśród rzeczy, (2) żyjemy wśród ludzi i (3) żyjemy wśród Tajemnicy. Te trzy wymiary otaczającej nas rzeczywistości pomagają nam orientować się w naszym życiu i są nieodłączne od siebie. Odkrywamy siebie jaki istoty żyjące (1) wśród rzeczy, (2) wśród ludzi i (3) wśród Tajemnicy. I żaden z tych trzech wymiarów nie może być pominięty w naszym poszukiwaniu orientacji. Każdy z tych wymiarów jest inny i coś innego w nas otwiera.

Dwa pierwsze wymiary rzeczywistości: życie wśród rzeczy i życie wśród ludzi, są dla nas dostępne zmysłowo i rozumowo. Nasze poszukiwania orientacji w tych dwu obszarach odbywają się przy użyciu zmysłów i rozumu. Natomiast trzeci wymiar rzeczywistości, która nas otacza, to niepojęta Tajemnica. Tajemnica wykracza poza człowieka, ale to w niej człowiek odkrywa jakiś dodatkowy i głębszy sens, którego nie może odnaleźć ani w świecie dostrzeganym zmysłowo, ani też w świecie kultury. W tych dwu pierwszych wymiarach (rzeczy i ludzi) człowiek może i powinien budować sam siebie jako ktoś twórczy, samodzielny, działający i aktywny. Natomiast w trzecim wymiarze (Tajemnicy) ujawnia się zupełnie inna forma orientacji. Człowiek stojący wobec Tajemnicy zdobywa orientację jako ktoś uważnie słuchający i posłuszny, przyjmujący i dziękujący, naśladujący i odtwarzający w swoim życiu inny (niż własny) porządek.

Trzeba teraz powiedzieć, że święci byli dobrze zorientowani we wszystkich trzech wymiarach rzeczywistości. A zatem: budowali siebie, byli w tym twórczy i oryginalni, tak w odniesieniu do rzeczy, jak i w swoich relacjach z ludźmi. Ale ich twórczość i oryginalność nie zdominowała ich życia. Nie stawiali wyłącznie na siebie, nie byli zakochani we własnym Ja. Byli bowiem pierwotnie zorientowani na coś, co całkowicie i bez reszty przekracza świat rzeczy i ludzi, a także ich samych. Byli zorientowani na Tajemnicę, którą nazywali Bogiem. I to była ich pierwsza i najważniejsza życiowa orientacja. Dzięki niej stali się nasłuchujący, czuwający, naśladujący. Święci byli samodzielni i twórczy w swoim myśleniu i działaniu. Ale nie stawiali siebie samych ponad posłuszeństwo Bogu. Dobrze się to wyraziło w życiu i słowach św. Pawła Apostoła: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne” (Flp 1, 21-24). Święci są twórczy w myśleniu i samodzielni w działaniu. A zarazem słuchają najpierw Boga i naśladują Chrystusa.

Zapytajmy teraz: czego możemy się dziś nauczyć od świętych? Niech to będzie zarazem podsumowaniem naszych rozważań.

 

Podsumowanie i wnioski

W naszych czasach dezorientacji i zamętu życie świętych jest wiarygodnym wzorem poszukiwania dobrej orientacji w istnieniu. Święci pomagają nam zrozumieć i wdrożyć w nasze życie kilka prawd:

 

a) Unikanie skrajności

Święci uczą nas, abyśmy w poszukiwaniu orientacji w istnieniu unikali dwóch skrajności: całkowitej rezygnacji z siebie lub postawienia tylko na siebie.

Gdyby, na przykład, św. Stanisław Kostka, zbudował swoje istnienie tylko w oparciu o to, co inni uważają za słuszne (zwłaszcza jego rodzice, którzy byli przeciwni jego wstąpieniu do Towarzystwa Jezusowego),wówczas nigdy by nie znalazł dobrej orientacji w istnieniu i nigdy nie byłby szczęśliwy. Lecz święci uczą nas także, że nie będzie szczęśliwy również i ten, kto poszukuje orientacji swego istnienia tylko ze względu na swoje widzimisię i swoją wolę. Takiej kapryśnej postawy nie można było zarzucić Stanisławowi Kostce. Pół roku walczył z sobą – co sam sobie potem wyrzucał – zanim odważył się podjąć kroki zmierzające do realizacji planu wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego. Nie był to jego własny pomysł. Taki nakaz otrzymał od Jezusa, który ukazał mu się w czasie jego ciężkiej choroby. Stanisław połączył samodzielność myślenia z zasłuchaniem się w Ewangelię i posłuszeństwo Bogu. Jego dewizą stały się słowa: „aby jak najwięcej podobać się Bogu i jak najmniej nie podobać się bratu”. Albowiem jego brat Paweł wyśmiewał się z powołania zakonnego swego brata Stanisława i posuwał się nawet do bicia go. A jednak Stanisław był silnie zorientowany na Boga, dlatego – jak o nim napisali ówcześni jezuici – „uważa, że to, co Chrystusowi obiecał, winien całkowicie wykonać. Tak więc, gdy ani wychowawca, ani spowiednicy nie mogli go powstrzymać od realizacji tego postanowienia i zamiaru, pewnego poranka, po przyjęciu pierwej Ciała Chrystusowego, bez wiedzy pedagoga i brata, rezygnując z dość znacznej ojcowizny, opuścił Wiedeń… Mamy nadzieję, że działo się to nie bez rady Bożej, iż w ten sposób odszedł. Tak był bowiem zawsze stały, że wydaje się, iż do tego nakłoniła go nie dziecinna zachcianka, lecz jakieś niebiańskie natchnienie” (cyt. za: Nasi święci. Polski Słownik Hagiograficzny, red. A. Witkowska OSU, Poznań 1995, s. 507).

 

b) Pierwszoplanowa rola Tajemnicy

Święci uczą nas, że mocy do życia i dobrej orientacji w istnieniu należy szukać przede wszystkim w Bogu Tajemnicy. To jest trzeci (obok rzeczy i ludzi) wymiar naszego istnienia. W sposób naturalny buduje on nasze „otoczenie”. Wymiar ten nie może jednak pojawić się inaczej, jak tylko w kontekście słuchania, naśladowania i „pójścia za kimś”. Jest to wymiar Tajemnicy, tego, co niepojęte. A Tajemnicy się nasłuchuje, w Tajemnicy się uczestniczy, Tajemnicy poddaje się całkowicie swoje ja. Dlatego właśnie życie św. Stanisława Kostki nazwano: insigne Dei Opus („wybitnym dziełem Bożym”).

Święci uczą nas ważnej prawdy o człowieku. A mianowicie: człowiek jest (i ma być) nie tylko twórczym i działającym, ale także jest (i powinien być) również tym, który „przyjmuje”, „słucha”, i „naśladuje”, i do którego coś/ktoś przychodzi „z zewnątrz” i staje się wzorem. Stanisław Kostka orientował się w życiu według ułożonej przez siebie modlitwy: „Początkiem, środkiem i końcem rządź łaskawie, Chrystusie!”. To była jego orientacja – zarówno w jego najbliższym otoczeniu, jak i w całości istnienia. Wszystko to pokazuje, że zasada orientacji, która głosi: „Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić!” nie jest dobra. Im bardziej człowiek umniejsza swoje otwarcie się na to, co jest tajemnicze i niepojęte, co przekracza człowieka i wykracza poza jego ja, wówczas wzrasta w samowoli i zamyka się w sobie. Innymi słowy: im więcej w wyznaczaniu kierunków orientacji było decyzji i samowoli człowieka, im bardziej wyznaczanie takiego kierunku zależało od woli i kaprysu jednostki, tym bardziej umykał przed człowiekiem wymiar tajemnicy i tego, co niepojęte, a on sam stawał się tylko bytem myślącym i działającym, a nie przyjmującym i obdarowanym. Tymczasem święci uczą nas, że człowiek, aby mógł się pomyślnie rozwijać i poszerzać swoje istnienie, powinien mieć wielkie pragnienia. Należy do nich to, aby chcieć zapłonąć od „innego ognia”, a nie tylko podtrzymywać płomień z własnego wnętrza. Można się tylko zastanowić iluż to niepokojów naszego życia moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy tylko ograniczyli nasze samowolne wyznaczanie sobie kierunków orientacji w istnieniu, a bardziej otwarli się na Boga Tajemnicy, który z miłością otacza nas w naszej codziennej egzystencji. O ile zdrowsza byłaby nasza kultura…

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami