• parafiaprokocim
  • 2023-12-31
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga

Nie ma chrześcijaństwa bez Chrystusa i nie ma Chrystusa bez rodziny, w której się urodził i wychował. Kościół daje temu wyraz obchodząc święto Świętej Rodziny z Nazaretu: Jezusa, Maryi i Józefa.

Na początku swej publicznej działalności Jezus nawiedził kilka miast w Galilei. „Przybył też do Nazaretu, gdzie się wychował” (Łk 4, 16).Ta wzmianka ma dla nas znaczenie. Syn Boży nie wstąpił nagle w dorosłego człowieka Jezusa, lecz dopiero stawał się człowiekiem Jezusem. A to długi proces, wymagający czasu i trudu wychowania. Jezus nie mógłby być prawdziwym człowiekiem bez stawania się. Potrzebował wychowania, aby dojrzewać w swoim człowieczeństwie. Nazaret nie jest tylko szkołą wiary. Jest także szkołą wychowania, w której zaczynamy lepiej pojmować Jezusa. Dlatego chcemy dziś spojrzeć na życie Jezusa w perspektywie wychowania, które otrzymał.

 

Nazaretańskie wychowanie ku wolności

Wychowanie, ogólnie rzecz biorąc, jest całokształtem sposobów i procesów, które pomagają istocie ludzkiej odnajdywać się w swoim człowieczeństwie. Jest to nasz sposób na umacnianie się i rozwój w ludzkim byciu. Istotną rolę w tym procesie odgrywa wolność. Papież Benedykt XVI napisał: „Wychować to tyle, co właściwie wprowadzić drugiego człowieka w jego wolność” (Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach. Z kardynałem Josephem Ratzingerem Benedyktem XVI rozmawia Peter Sewald, tłum. G. Sowiński, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s. 157). Z pewnością rodzice Jezusa także wprowadzali Go w Jego ludzką wolność. Zapytajmy teraz: jaka to była wolność?

Trzeba najpierw powiedzieć, że wychowywać do wolności można tylko z wolności i w wolności. Rodzice Jezusa żyli w wolności. Lecz jaka to była wolność? Czym się odznaczała?

Na podstawie Nowego Testamentu wiemy, że wolność Maryi i Józefa wyraziła się w ich życiowych wyborach. Były to wybory, które angażowały całe ich życie. To wybory wartości wyższych: dobra, piękna, prawdy, miłości – za którymi stał niewidzialny Bóg. Maryja mówi do Anioła o swoim wyborze: „Otom ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1, 38). A o wyborze Józefa napisano: „Józef przebudziwszy się uczynił tak, jak mu anioł Pański rozkazał, i przyjął swoją żonę” (Mt 1, 24).

Łatwo teraz dostrzec, że wolność Rodziców Jezusa jest przez nich przeżywana w ścisłym połączeniu z odczuciem powinności. Połączyli pragnienie „ja chcę” z powinnością odczuwaną wobec Boga i Jego woli. Dla nich „bycie wolnym” wiązało się z poczuciem „bycia zobowiązanym”. Być wolnym nie oznaczało, że robię to, co chcę, lecz robię to, co powinienem. Tym różni się wolność od samowoli – fałszywej wolności. W samowoli robię to, na co mam ochotę i co mi sprawia przyjemność. To także wolność, ale zafałszowana. Taka wolność nie wymaga trudu wychowania. Robię to, na co mam ochotę. To samowola. Dojrzała wolność działa inaczej. Sprawia ona, że robię to, do czego wzywa mnie powinność i poszukiwanie wyższych wartości: miłości, prawdy, dobra, piękna. Religia zaś troszczy się o wolność, w której z przekonaniem robię to, do czego wzywa mnie Bóg. Lecz taką wolność, do rzeczy wielkich, trzeba zdobywać, wypracować.

Wychowanie do dojrzałej wolności, to bardzo trudna sztuka. Trzeba bowiem w jednej ludzkiej osobie połączyć ze sobą dwa różne elementy: pragnienie „ja chcę” z poczuciem obowiązku „powinienem”. Ale jedynie na tej drodze młodzi małżonkowie z Nazaretu mogli zbudować swoje piękne i święte życie. Oboje – Maryja i Józef – zgodziliby się ze św. Pawłem, który głosił: „Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje” (1 Kor 10, 23).Wolno było zatem Maryi odpowiedzieć Aniołowi „nie”; wolno też było Józefowi zignorować swój proroczy sen i nie przyjąć Maryi do siebie. Wolno im było tak postąpić. Ale w imię czego? W imię własnego widzimisię? Oboje odpowiedzieli Bogu „tak”. Dlaczego? Bo potrafili odróżnić dwa rodzaje wolności. Jedna z nich to „wolność użytkowa” – tak ją nazwijmy na potrzeby naszych rozważań. Wolność użytkowa nie wymaga wychowania. To samowola. Mówi mi ona, że w każdej chwili mojego życia mogę czynić, pragnąć, myśleć, co chcę. I nikomu nic do tego. Przykładem są pytania/wybory typu: „kawa czy herbata?”, „teatr, czy kino, a może spacer?”. Inaczej ma się sprawa z drugim rodzajem wolności. Nazwijmy ją „wolnością bycia”. Buduje ona całe nasze bycie, istnienie. Do takiej wolności trzeba się wychowywać. Dopiero od kogoś prawdziwie wolnego drugi człowiek może się wiarygodnie dowiedzieć, czego powinien w życiu chcieć, aby jego życie mogło się rozwijać i budować. Jedynie taka wolność jest drogą odkrywania wyższych wartości. To ciągła wędrówka ku dobru, prawdzie i pięknu. Taka wolność buduje nasze człowieczeństwo. Do niej wychowywali Jezusa Jego rodzice. Nauka wolności bycia nie poszła na marne. Jej owoce są widoczne w życiu Jezusa. Zobaczmy je teraz.

 

Jezus – wychowanek swoich rodziców

Ewangelista Łukasz o latach dziecięcych i wczesnej młodości Jezusa napisał tylko krótką wzmiankę. Mianowicie: Jezus żył w Nazarecie, był posłuszny swoim rodzicom, wzrastał w mądrości i w latach, a także w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2, 51-52). Można do tego dodać, że Jezus wzrastał w wolności. W swoim dorosłym życiu w sprawach ważnych Jezus kierował się wolnością bycia. Widać to na przykładach.

Ewangelia mówi, że Jezus był kuszony na pustyni przez diabła. Każda szatańska pokusa była namową do zrównania wolności użytkowej z wolnością bycia, a nawet próbą podporządkowania się tej pierwszej. Przypomnijmy, że wolność użytkowa polega na tym, że robię to, co chcę i co sprawia mi przyjemność. Tylko to się liczy. Można powiedzieć, że jest to wolność a nawet samowola chwili. Tak też zaczyna się każda pokusa: „Jeśli jesteś Synem Bożym…” (Mt 4, 3b) – to zrób to, czy tamto. Szatan sugeruje, że kto jest Synem Bożym, ten może robić wszystko, co zechce. Może to zrobić teraz, tutaj, bez względu na przyszłość i wartości. Może zamieniać kamienie w chleb, albo rzucać się z wysokości, albo zgromadzić dla siebie bogactwa całego świata. Jezus przeciwstawia się pokusie takiej wolności użytkowej. Uważa, że bycie Synem Boży mnie polega na tym, że można robić, co się chce. Wręcz przeciwnie. Bycie Synem to wielkie zobowiązanie: Syn to ktoś, kto powinien mieć zawsze przed swymi oczyma wolę swego Ojca i robić to, czego Ojciec pragnie. Bycie Synem to posłuszeństwo Ojcu we wszystkim. „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8, 29).Oto wyraz wolności bycia, którą Jezus wyniósł z domu rodzinnego. Jezus mógł być szczęśliwy jako człowiek tylko dzięki temu, że wybierał w zgodzie ze swoim Ojcem. Wolność Jezusa nie była ślepa i podporządkowana teraźniejszej woli „ja chcę teraz”. Była zainspirowana miłością do Ojca i wyrastała z powinności i posłuszeństwa.

O wolności bycia świadczy także modlitwa Jezusa w godzinie męki: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22, 42). Wola Jezusa jest posłuszna woli Ojca. Jezus chce tego, czego chce Ojciec. Nie odbywa się to jednak bez wielkiego wysiłku, samozaparcia i trudu. Kiedy w godzinie swej męki Jezus postanowił, że będzie posłuszny Ojcu we wszystkim – „Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go” (Łk 22, 43).

Lecz nie tylko w trudnych i dramatycznych okolicznościach ujawniła się wolność bycia, której Jezus nauczył się w domu rodzinnym. Także w zwyczajnych sytuacjach Jezus rozwija wolność bycia w miłości do Ojca. Doświadczają tego ludzie z otoczenia Jezusa. Napełniony wolą Ojca Jezus czyni miłosierdzie i niesie pomoc. Synowskie „trzeba mi”, „powinienem” realizuje wobec ludzi żyjących w ówczesnej religii i kulturze. Do tej kultury należą zwłaszcza przepisy Prawa Mojżeszowego, symbole, instytucje, obyczaje, prawa świątyni. Jezus je zna i szanuje, ale zarazem nie waha się ich przekraczać, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie czyni tego ani na pokaz, ani dla przyjemności czy ze zwykłej przekory. Czyni to z pilniejszego nakazu. Jezus łaknie i pragnie, aby działa się wola Ojca. To jest wyższy nakaz, który wyraża się w stylu mówienia Jezusa: „trzeba było”, „należało”. Trzeba Mi było uzdrowić tego chorego, nawet naruszając prawny spoczynek szabatu, i to w świątyni; trzeba Mi było uratować od rytualnego ukamienowania tę kobietę pochwyconą na cudzołóstwie; trzeba Mi było dostrzec celnika Zacheusza, który zagubił się w życiu i pomóc mu odnaleźć drogę do królestwa Bożego; trzeba Mi było otrzeć łzy matki, która opłakuje śmierć swego jedynego syna – i wskrzesić go.

Wszystko to oznacza, że Jezus kierował się wolnością bycia, która nie była celem samym w sobie. Czerpała swoje inspiracje z miłości do Ojca. „Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca i że czynię, jak Mi Ojciec nakazał” (J 14, 31). Jezus wybiera dla Ojca i Jego woli, a nie ze względu na samowolę i swoje widzimisię. Karol Wojtyła słusznie napisał: „Człowiek pragnie miłości bardziej niż wolności – wolność jest środkiem, a miłość celem” (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Znak, Kraków 1962, s. 124).

Oprócz wolności bycia w sprawach ważnych Jezus miał także doświadczenie wolności w sprawach błahych. Był wszak człowiekiem. Po swoim zmartwychwstaniu, aby udowodnić uczniom prawdziwość swego ciała, zapytał: „Macie tu coś do jedzenia?” (Łk 24, 41b). Podali mu kawałek pieczonej ryby. I zjadł wobec nich. Równie dobrze mogli Mu podać cokolwiek: jajko, chleb, figę albo winogrono. Wybór był dowolny. To pokazuje, że dla Jezusa także wolność użytkowa w sprawach błahych nie była obca, nawet po zmartwychwstaniu.

Pora na podsumowanie. Zapytajmy: czego możemy się nauczyć od Jezusa, Maryi i Józefa w dziedzinie wychowania do wolności?

 

Podsumowanie i wnioski

Życiowe wybory członków Świętej Rodziny uczą nas, że w wychowaniu ku wolności należy trzymać się kilku zasad. Wymienimy dwie.

Po pierwsze, istnieją dwa rodzaje wolności: wolność użytkowa i wolność bycia. Obie mają swoje miejsce w ludzkim życiu, ale nie wolno ich ze sobą pomieszać. Wolność użytkowa łączy się z przyjemnościami, z użytecznością i praktycznością. W sprawach błahych robimy to, na co mamy ochotę, lub co się nam bardziej opłaca. Pijemy kawę lub herbatę na śniadanie, idziemy na spacer lub do kina, itp. To są wybory naszej samowoli, która nie wymaga wychowania. Inaczej jest z wolnością bycia. Ma ona swoją powagę, gdyż buduje całe nasze życie, a nie chwilowe zachcianki. W wolności bycia dokonujemy aktów wyboru wartości wyższych: miłości, prawdy, sprawiedliwości, uczciwości, honoru itp. W tej dziedzinie nie wybieramy według zachcianek i gustów, lecz według powinności i obowiązku. Wychowywać do takiej wolności nie jest sprawą łatwą. Trzeba bowiem połączyć moje „ja chcę” z tym, na co wcale nie mam ochoty, z moim „powinienem”. Oznacza to, że „bycie wolnym” nie jest ślepe, lecz powiązane z „byciem zobowiązanym”. Jeśli jednak popełnimy błąd i postawimy na równi wolność użytkową (samowolę) z wolnością bycia (poczuciem powinności), to w efekcie otrzymujemy destrukcję naszego życia i wielki chaos w wartościach. Skłonność do zrównania ze sobą samowoli i wolności bycia jest bowiem wielka. I trzeba o tym pamiętać. Współcześnie coraz częściej można usłyszeć opinię typu: „wartości wyższe są zależne od tego, co ja uważam za słuszne”; „nie ma prawdy ostatecznej; każdy ma swoją prawdę i według niej żyje jak chce”.

Po drugie: wychowanie do wolności wymaga zrozumienia, że wolność nie jest celem samym w sobie. Wolność trzeba właściwie umiejscowić w naszym życiu. Wolność ma sens dopiero wtedy, gdy służy wartościom, które nas budują. Dla Świętej Rodziny tą wartością była miłość do Boga i Jego woli. W wyborach dokonywanych z miłości do Boga chodzi o całe życie człowieka. O to, co nas buduje i rozwija, co otwiera nas na „więcej i inaczej”. To „coś więcej” nie ujawnia się w obszarze wolności użytkowej (wyborze między kawą lub herbatą), lecz dopiero w perspektywie wrażliwości na wartości wyższe – a ostatecznie wrażliwości na Boga. Dlatego wolność bycia nie jest celem samym w sobie, ale jest stałym dążeniem do poszukiwania prawdy, miłości, szczęścia, sprawiedliwości, uczciwości – i dokonywania wyboru w kontekście tych wartości. Trzeba też podkreślić, że w sprawach najważniejszych, czyli prawdy, miłości, sprawiedliwości, dobra należy unikać przymusu i narzucania. Wszystkie te najważniejsze wartości ujawniają się i otrzymują moc dopiero w wolności. Boga i człowieka można kochać tylko w wolności. Jest to jednak inna wolność niż ta, w której wybieramy między kawą a herbatą. Zamiast samowoli mamy tu do czynienia ze służbą Bogu i człowiekowi, służbą prawdzie, dobru, sprawiedliwości, miłości. Nad tymi wartościami się nie dyskutuje, nie panuje, nie stwarza się ich. Te wartości się zastaje i jedynie potwierdza w wolnym akcie swego wyboru. Jeśli, na przykład, dziecko widzi swoich rodziców, którzy żyją wiarą w Boga, codziennie się modlą, kierują się przykazaniami, wtedy łatwo pojmie, że dla rodziców Bóg ma wielkie znaczenie. Kiedy jednak dzieje się inaczej, wówczas dziecko słusznie się buntuje i pyta: w imię czego mam chodzić na religię i Mszę św. skoro rodzice nie uważają wiary za swoją wartość, ani powinność, tylko za moją i próbują mi ją siłą narzucić? Wolność bez odniesienia do wartości wyższych jest ślepa, a narzucanie siłą wartości wyższych, w które samemu się nie wierzy, jest parodią wolności i hipokryzją.

Zakończymy nasze rozważanie modlitwą Kościoła: „Boże, Ty w Świętej Rodzinie dałeś nam wzór życia, spraw, abyśmy złączeni wzajemną miłością naśladowali w naszych rodzinach jej cnoty i doszli do wiecznej radości w Twoim domu. Amen”.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami