• parafiaprokocim
  • 2022-10-30
  • 0 Komentarzy

Dziś przypada rocznica poświęcenia kościoła parafialnego. To budynek z kamienia, w którym gromadzi się Kościół złożony z żywych kamieni: ludzkich serc, które chcą się uświęcać i oddawać chwałę Bogu. Kamień ma swoją symbolikę. Ze względu na wielką obfitość kamieni w Palestynie, znajdują się one ciągle pod ręką i w myślach Izraelitów. Zresztą w mentalności i symbolice wszystkich ludów kamień – solidny, trwały, ciężki był zawsze oznaką siły i oparcia. To pozwala nam zrozumieć, dlaczego Biblia posługuje się obrazami kamieni pod ich różnymi postaciami po to, by je zastosować do Mesjasza. Psalmgłosi: „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym” (Ps 118, 22). Te słowa psalmu Jezus odnosi do samego siebie. On stał się kamieniem węgielnym przybytku świętego, który powstaje w Nim samym (Mt 21, 42; Dz 4,11).Opierając się z wiarą na tym niewzruszonym kamieniu, zostajemy wbudowywani w konstrukcję Domu Bożego. Św. Piotr napisał o tym tak: „Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem (…) u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia” (1 P 2,4-5).To zatem okazja, aby przypomnieć sobie podstawową prawdę naszej wiary, że nie ma chrześcijaństwa i Kościoła bez Jezusa Chrystusa. Wobec tego stawiamy sobie dwa pytania: jaki jest Chrystus, który jest kamieniem węgielnym chrześcijaństwa i bez którego nie ma Kościoła? a także czym jest Kościół Chrystusowy?

Jaki jest Jezus Chrystus?

Pamiętamy słowa św. Pawła skierowane do Efezjan: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię” (Ef 2, 19-22a). Lecz jaki jest Jezus Chrystus stając się kamieniem węgielnym?

 

W odpowiedzi na to pytanie pomaga nam dziś fragment Ewangelii wg św. Łukasza. Ewangelista zapamiętał dla nas scenę spotkania Jezusa z przełożonym celników – Zacheuszem, który miał opinię grzesznika. Jezus wręcz wprosił się do jego domu, podczas gdy inni szemrali„do grzesznika poszedł w gościnę” (Łk 19, 7). Jezus nie kierował się jednak opinią tłumu. Wręcz przeciwnie: podjął próbę ocalenia i wzmocnienia dobra w Zacheuszu. Ewangelista relacjonuje efekt tej próby: „Panie – mówi Zacheusz – oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19, 8). Można powiedzieć, że Jezus dostrzegał w ludziach dobro płynące nie z ich sposobu prowadzenia się, ale z ich istnienia, z tego, że są stworzeni jako dobrzy. Jezus rozpoznawał w ludziach dzieło swego Ojca Stworzyciela. Miłosierdzie Jezusa nie stwarza istnienia ludzi od zera, lecz wydobywa z nich na jaw i wzmacnia to, co już zostało w nich pierwotnie złożone przez Boga Stwórcę. To jest pierwszy wymiar Jezusa, jako kamienia węgielnego: jest to wzmocnienie tego, co dobre, czy też oparcie dla dobra.

Łatwo teraz dostrzec, że Jezusa porusza mocne poczucie, że ludzie są przede wszystkim godni miłosierdzia i pomocy. Ich istnienie ma swoją tajemnicę, swoją godność i wartość. Boża miłość do ludzi nie wiąże się w pierwszym rzędzie z ich moralnością, lecz z ich z istnieniem. Ludzie są dobrzy jako stworzeni przez Boga (Rdz 1, 27), który jedynie jest dobry (Mk 10, 18). Ludzie istnieją, bo uczestniczą w miłości Boga, który „widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1, 31).

Jezus wie, że wielkie standardy moralne potrzebują silnych źródeł. Potrzebują łaski. Bez łaski nic dobrego uczynić nie możemy (J 15, 5). Upadła ludzka natura sprawia, że moralność, rozumiana jako czysto ludzka życzliwość na własne żądanie, jest bardzo trudna do realizacji i prowadzi do samopotępienia u tych wszystkich, którzy się nie sprawdzili. Należał do nich św. Paweł Apostoł, który wyznał, że nie umie żyć dobrze na własne żądanie: „bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię” (Rz 7, 15). Takich ludzi szukał Jezus. Mówił, że nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają; nie chodziło o ratowanie sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2, 17). I to jest drugi sens Jezusa Chrystusa, jako kamienia węgielnego: jest On strumieniem łaski, bez której nie jest możliwe nasze ukierunkowanie ku dobru.

Ewangelia o Jezusie miłosiernym Zbawicielu pomaga nam także odpowiedzieć na nasze drugie pytanie: czym jest Kościół Jezusa Chrystusa?

Czym jest Kościół Jezusa Chrystusa?

Kościół Chrystusa nie może być inny, niż ten, którego pragnął sam Chrystus. Jest Kościołem grzeszników i dla grzeszników, a nie wyłącznie dla sprawiedliwych. Jeśli w Kościele nie ma już miejsca dla grzeszników, to nie jest to już Kościół Chrystusowy. Czy to oznacza, że Kościół ma być azylem dla zła i grzechu, czy ma być przytuliskiem wszelkich wad? Żadną miarą. O tym, czym ma być Kościół możemy się dowiedzieć tylko od samego Chrysusa, od Jego stosunku do ludzi. Co zatem Jezus wiedział o ludziach? Jak ich traktował?

Jezus wiedział, że trzeba przyjmować ludzi takich, jakimi są, bo innych nie ma. Ale wiedział też, że nikt z nich nie jest aż tak zły, aby nie było w nim żadnego dobra. Z własnego doświadczenia wiemy, że człowiek staje się lepszy nie wtedy, gdy dostrzegamy tylko jego złe czyny, lecz bardziej jeszcze wtedy, gdy chwalimy jego dobro i miłość, które zawsze są w człowieku. Dobro rozkwita, gdy staje się uświadomione. Innymi słowy: ludzie stają się lepsi, gdy wskazuje się im ich dobro, nawet gdyby było ono bardzo małe.

Przykład Zacheusza pokazuje nam, że Jezus stale wypatruje ludzi oddalonych od religijnego centrum świata. W swoich przypowieściach Jezus przypisywał pozytywną rolę przedstawicielom znienawidzonych grup społecznych, takich jak Samarytanie, celnicy, prostytutki i inni grzesznicy. Wraz z ubogimi i chorymi w centrum uwagi Jezusa znaleźli się także ludzie bardzo bogaci, jak właśnie Zacheusz. Wspólnym mianownikiem ludzi, do których Jezus przychodzi jest to, że wszyscy oni – z różnych powodów – znajdują się na obrzeżach środowiska, w którym Jezus działał. Jezus zwraca się szczególnie do ludzi z marginesu, z „obrzeża” i utożsamia się z nimi tak bardzo, że mówiono o Jezusie: „żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11, 19). Ludziom wykluczonymJezus przynosi nadzieję. Przez swoje czyny i słowa Jezus daje im do zrozumienia: błogosławieni jesteście, którzy stoicie z daleka od tego, co religijne, bo to wy znajdziecie się w centrum tego, co Boże – w Moim sercu!

W centrum młodego Kościoła Jezus stawia wartość nieprzemijającą i absolutną –miłość. I do miłości zaprasza wszystkich „ludzi z obrzeża”. Czy to oznacza, że ci, którzy byli w centrum religijnego świata byli przez Jezusa odrzuceni? Żadną miarą!Ich dramat polega na tym, że oni sami odsuwają się od Jezusa. Dlatego Jezus żył w nieustannym konflikcie ze znamienitymi osobami, grupami społecznymi i religijnymi, instytucjami, symbolami stanowiącymi religijną elitę ówczesnego żydowskiego społeczeństwa. Jezus musiał narazić się wielu z nich, bo dokonał przewartościowania dotychczasowych wartości. Za wartość absolutną uznał miłość. To miłość jest kryterium bycia w centrum tego, co Boże i Święte.

Teraz rozumiemy, że najcięższe oskarżenie jakie wytoczył Jezuspod adresem religijnych przywódców Izraela brzmiało: „wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga” (J 5, 42). Religijnym przywódcom Izraela Jezus rzucił w twarz jeszcze inne słowa: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego” (Mt 21, 31). Tak! Gdyż prawdziwe nawrócenie nie dokonuje się w buncie i w pewności siebie, ale w pokorze serca i poprzez miłość.Zapytajmy teraz: co z tego wynika dla rozumienia ludzi, którzy stoją z boku Kościoła?

Ludzie, którzy stoją z boku Kościoła są objęci szczególną miłością Chrystusa. Całe życie Jezusa było nastawione na poszukiwanie ludzi z obrzeża wspólnoty wiary. Przyszedł, aby szukać i ocalić to, co zginęło. Powodowany miłością interesował się ludźmi z „szarej strefy”, tzn. ludźmi znajdującymi się między dwoma skrajnościami: między religijną pewnością i ateizmem. Jezus przyciągał do siebie szczególnie ludzi wątpiących i poszukujących. Bo to właśnie oni okazywali się najbardziej otwarci na Jego miłość i byli głodni Boga. Tej otwartości na dary Boże, tego głodu Boga zabrakło ludziom, którzy byli w centrum ówczesnej religijności. Byli to ludzie zbyt dumni i zarozumiali, „religijnie syci”.

Obchodzimy dziś razem święto poświęcenia naszego parafialnego kościoła. Można zatem o nas powiedzieć, że jesteśmy blisko Kościoła i jego codziennych spraw. Ale Boża troska o zbawienie wszystkich ludzi uczy nas, chrześcijan, pokory. Jezusszuka ludzi zagubionych.To zachęca nas, aby ludziom religijnie zadufanym, „sytym” ludziom w Kościele, pokazać, że czasami należy wyjść ku tym wszystkim, którzy stoją na obrzeżu Kościoła. Trzeba wyjść do ludzi poszukujących nie tylko po to, by ich nawrócić. Trzeba do nich wyjść także po to, aby się czegoś od nich nauczyć. Czego? A chociażby tego, jak może wyglądać Bóg z perspektywy ludzi wątpiących, poszukujących, mających trudności w wierze. Spotkanie z takimi ludźmi może okazać się dla nas, wierzących, nowym doświadczeniem potęgi Bożej miłości.

Jezus w swojej miłości chce doprowadzić do wspólnoty ze sobą wszystkich ludzi. Nie ma tu lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy w drodze do Boga, którego nie da się łatwo „nabyć”. Jeśli religie chcą prawdziwie prowadzić ludzi do Boga, to powinny zrezygnować z triumfalizmu, nikogo nie wykluczać i czuwać, bo wszyscy jesteśmy w drodze do Boga. Nade wszystko jednak religie nie mogą zapomnieć o miłości. W oczach Bożych jesteśmy tyle warci, ile jest w nas miłości. Kto prawdziwie miłuje i czyni dobro, ten już jest w centrum tego, co Święte i Boże, nawet gdy inni ludzie uważają go za gorszego, bo nie siedzi z nimi w kościelnej ławce i nie śpiewa„Chwała na wysokości Bogu”.W tym względzie inspirujące spostrzeżenie poczynił współczesny teolog Tomáš Halik. Uważa on, że najważniejsze i najbardziej perspektywiczne zadanie Kościoła w naszej epoce, to utrzymywanie kontaktu z ludźmi będącymi na obrzeżach Kościoła, z sympatykami Kościoła, którzy znajdują się poza jego widzialnymi granicami. Kościół powinien uczyć się lepiej komunikować z tymi, którzy nie potrafią czy nie chcą się w pełni identyfikować z jego obecnymi strukturami, instytucjami, formami pobożności, praktykami. A mimo tonie stoją oni całkiem na innym brzegu. Można powiedzieć, że to „Zacheusze” naszej epoki, do których Chrystus chce przyjść w gościnę.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami