• parafiaprokocim
  • 2020-12-13
  • 0 Komentarzy

Umiłowani przez Boga.

Jezus wzywa nas do czuwania i odczytywania znaków czasu. Słyszymy dziś świadectwo Jana Chrzciciela o Jezusie Chrystusie. Słyszymy je jednak inaczej, niż do tej pory. Zmienił się czas i okoliczności. Nie możemy udawać, że z chrześcijaństwem nic się nie stało. Dlatego stawiamy dwa pytania: 1) co się zmieniło w życiu i obrazie chrześcijaństwa w naszych czasach?, 2) w jaki sposób Jan Chrzciciel mógłby nam pomóc odkryć prawdziwy obraz chrześcijaństwa i rzeczywisty sposób jego ochrony przed degeneracją?

Jan Chrzciciel na nowo odczytany

W najśmielszych oczekiwaniach, po wielkim pontyfikacie św. Jana Pawła II, nie mogliśmy przypuszczać, że świadectwo Jana Chrzciciela o Jezusie będzie miało kolosalne znaczenie dla „być albo nie być” ludzi w Kościele naszej epoki. Chrześcijaństwo osądza się dziś na podstawie chrześcijan, i to złych chrześcijan. Źli chrześcijanie przesłonili sobą Chrystusa i chrześcijaństwo. Ich szpetne czyny, ich wypaczenie chrześcijaństwa i przemoc, wzbudzają większe zainteresowanie niż samo chrześcijaństwo. Obraz zdegenerowanych pasterzy bardziej rzuca się w oczy, niż wielka prawda chrześcijaństwa. Wielu ludzi zaczyna osądzać samo chrześcijaństwo na podstawie powierzchownych, nieprawdziwych i zwyrodniałych chrześcijan. Wygląda na to, jakby sam Chrystus był winny temu, że chrześcijanie kompromitują chrześcijaństwo, że dają się skusić najniższym instynktom. Ale czy naprawdę chrześcijaństwo jest takie, jakich ma wyznawców i pasterzy? Czy naprawdę Chrystus żył i nauczał o tym, za co dziś krytykuje się i odrzuca Kościół? W tej sytuacji świadectwo Jana Chrzciciela o Jezusie nabiera nowego znaczenia.

a) Wskazać na Jezusa jako Chrystusa

Jan Chrzciciel miał jedno zadanie: ukazać Izraelowi Jezusa jako Mesjasza, Syna Bożego. Dlatego mówił sam o sobie: „Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany” (J 3, 28). Jan wskazywał na Chrystusa z wielką pokorą: „Potrzeba by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30). Źli pasterze postępują odwrotnie: zasłaniają Chrystusa, a eksponują coś innego. Owszem, mówią o Chrystusie, ale nie ze względu na Chrystusa, lecz ze względu na coś innego. Gdyby rzeczywiście Chrystus był celem ich życia i przepowiadania, nie musieliby oni chować się dziś za tarczami policjantów, oglądać dziecięcych bucików na ogrodzeniach kurii, ani chować się za parawanem fałszywej niepamięci i grzesznego milczenia. W całym Kościele – nie tylko hierarchicznym – istnieje pokusa, aby Chrystus nie był już Panem, ale energią użytkowaną dla osiągniecia własnych celów. Ludzie owładnięci tą pokusą nie służą już Chrystusowi jako Panu, lecz posługują się Nim na zawołanie. Chrystus nie kroczy już pierwszy, lecz jest wprzęgnięty w jarzmo. Na pozór jest to nadal „religia” i wszystko wydaje się nienaruszone. Dalej zanosi się modły („Panie wspomóż nas w tym a tym …”), cytuje się raz po raz Pismo święte („Czyż św. Łukasz tak nie mówi?…”), ale misterium Chrystusa staje się już tylko zwykłą alegorią naszych ziemskich celów i interesów, które odbierają Mu rolę zbawczą. Św. Jan Chrzciciel przepowiadał Chrystusa inaczej. Dla Jana najważniejsze pytanie brzmiało: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (Mt 11, 3). To pytanie Jan postawił Jezusowi będąc w więzieniu. Czy w tej sytuacji Jan nie miał o wiele ważniejszych spraw na głowie? Ważniejszych zmartwień i obaw? Z pewnością. A jednak najważniejsze było dla niego upewnić się, czy Jezus z Nazaretu jest rzeczywiście tym, którego nadejście on zapowiadał. Najważniejsze dla Jana było odkrycie w Jezusie Chrystusa, Pomazańca Bożego. Taka postawa Jana ma kluczowe znaczenie dla rozumienia Kościoła.

Najważniejsze dla chrześcijaństwa i Kościoła jest to, aby ludzie na nowo uwierzyli, że Jezus z Nazaretu jest Chrystusem, Mesjaszem i Synem Bożym. Najważniejsze jest to, aby ludzie naocznie się przekonali, że w chrześcijaństwie i Kościele Jezus i jego nauka są najważniejsze; aby ludzie doświadczyli tego, że Kościół należy do Chrystusa, a nie do garstki zdegenerowanych kapłanów, hierarchów czy polityków. Najważniejsze dla Kościoła jest to, czy uda się nam – chrześcijanom świeckim i duchownym – obronić pamięć o Jezusie Chrystusie jako Panu. Wszak nie ma chrześcijaństwa i Kościoła bez Chrystusa jako Pana. Chrystus ma być pierwszy i najważniejszy: nie tylko w przepowiadaniu, ale i w życiu ludzi Kościoła. Przywrócić Chrystusowi pierwsze miejsce w Kościele – oto wielkie zadanie dla duchownych i świeckich chrześcijan naszych czasów. Zdanie to można wykonać tylko wtedy, gdy poprawnie zrozumiemy rolę Chrystusa w Kościele. Kościół nie ma więzić Chrystusa, aby mieć Go na własność. Kościół ma promieniować Chrystusem poza siebie, na świat.

b) Jezus Chrystus – najważniejszy w Kościele

Kościół jest apostolski, bo zbudowany na wyznaniu apostołów: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś świętym Boga” (J 6, 68-69). Kościół polega na tym, że należymy do siebie – jako siostry i bracia – jedynie przez Chrystusa i w Chrystusie. Jeden chrześcijanin potrzebuje drugiego z powodu Chrystusa. Jeden chrześcijanin przychodzi do drugiego tylko przez Chrystusa. Wszyscy należymy do Chrystusa: i w życiu i przy śmierci. Chrześcijanin to człowiek, który zbawienia, ratunku, sprawiedliwości nie szuka w sobie, ale jedynie w Chrystusie. Chrześcijanin zapytany, gdzie jest twoje zbawienie, twoje błogosławieństwo, twoja sprawiedliwość – nigdy nie może wskazać na siebie. Wskazuje na Chrystusa, który obiecuje mu zbawienie, błogosławieństwo i usprawiedliwienie. Chrystus rugał Apostołów, że są tępi, małej wiary, ale ich usprawiedliwiał i zbawiał, przyniósł im swój pokój. Chrystus demaskował faryzeuszy i uczonych w piśmie, że są zepsuci i obłudni, że nie ma w nich miłości Boga – ale modlił się o ich zbawienie w godzinie swej męki: „Ojcze wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34a). Podobnie jest z nami: słowo Chrystusa obciąża nas winą, nawet wtedy, gdy sami tej winy nie czujemy. I słowo Chrystusa nas uniewinnia, usprawiedliwia, nawet wtedy, gdy my sami nic nie czujemy z własnej sprawiedliwości. Chrześcijanin nie żyje z siebie samego. Nie żyje z własnego oskarżenia i z własnego usprawiedliwienia. Chrześcijanin żyje z Chrystusowego oskarżenia: „jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13, 3), i z Chrystusowego usprawiedliwienia: „nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 13). Kościół grzeszników jest własnością Chrystusa.

c) Kościół grzeszników jest własnością Chrystusa

Ludzie naszych czasów, którzy odeszli od chrześcijaństwa, często uważają, że Kościół powinien składać się wyłącznie z ludzi doskonałych, świętych. Oskarżają oni Kościół o to, że jest w nim wielu grzeszników, złych chrześcijan. Domagają się ich wypędzenia z Kościoła. Ale to jest fałszywe rozumienie natury Kościoła. Kościół istnieje przede wszystkim dla grzeszników, dla niedoskonałych. Widać to choćby po ilości konfesjonałów w naszej świątyni. Chrystus nie szukał świętych, ale grzeszników. Podobnie Jan Chrzciciel: przyciągał on do siebie głównie ludzi grzesznych. Głosił im: „Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 3, 2). Wielu ludzi przychodziło do Jana, aby przyjąć od niego chrzest nawrócenia, wyznając przy tym swoje grzechy (Mt 3, 5). Wśród wyznających swe grzechy byli też przyszli apostołowie Jezusa, a nawet wielu faryzeuszów i sadyceuszów. Jan nikogo od siebie nie odpychał, ale też nikomu nie pobłażał. Trzeba było wyznać swoje grzechy, zło nazwać złem. Jan potrafił przy tym odróżnić grzeszników, od świętego Jezusa, który także przyjął chrzest nawrócenia – nie dla siebie, ale jako wyraz solidarności z grzesznikami. Podobnie jest z Chrystusowym Kościołem. Kościół istnieje przede wszystkim dla grzeszników, dla niedoskonałych. Ich przyszłością jest Chrystus, który przyszedł szukać i ocalić to, co zginęło. Krytycy dostrzegają w Kościele tylko zło, prawdziwe zło. To ważne, aby mówić o złu. Nie dają oni jednak nic więcej. Nie wskazują drogi do pokonania zła. Sami bowiem nie wierzą w moc Chrystusa. A tylko ta moc może zbawić ludzi w Kościele i poza jego widzialną strukturą. „Beze mnie nic uczynić nie możecie” – mówi Pan. Nie wystarczy uświadomić sobie zło. Trzeba jeszcze mocy do pokonania zła. Tylko moc Chrystusa zbawia ludzi od zła, ale też demaskuje fałszywych pasterzy. Mamy prawo mieć nadzieję, że to, co dzieje się z fałszywymi pasterzami – że są demaskowani, nie dzieje się bez inspiracji i mocy Bożej. Przyszłością Kościoła jest tylko Chrystus – Dobry Pasterz.

Przyszłością Kościoła jest Chrystus

Kościół bez wspólnoty z Chrystusem jest martwy i nie ma przyszłości. Kościół czerpie życie tylko z zewnątrz. Pomoc dla Kościoła może przyjść tylko z zewnątrz. I ona przychodzi. Codziennie: w słowie Chrystusa, które nas zbawia, przynosi nam niewinność i sprawiedliwość. I w Ciele i Krwi Chrystusa, które dają nam nowe istnienie i życie. Jedynie z łaski Chrystusa wypływa wspólnota chrześcijan. Jedynie z łaski Chrystusa możemy zatęsknić za sobą nawzajem, przełamać uprzedzenia, waśnie i spory. Chrześcijanin przychodzi do drugiego chrześcijanina tylko przez Chrystusa. Między nami istnieją kłótnie, ale „On jest naszym pokojem” (Ef 2, 14). Tylko w Chrystusie jesteśmy jedno. Tylko w Chrystusie jesteśmy ze sobą złączeni. Gdyby nie było Chrystusa, Kościół byłby jak wydrążona wydmuszka, a słowa kapłana „Pan z wami”, albo „Niech was Błogosławi Bóg wszechmogący” … trafiałyby w pustkę. Jeśli Kościół trwa i ma trwać – to tylko dzięki temu, że jest pomoc i łaska z zewnątrz. Czy jednak jesteśmy gotowi otworzyć się na Chrystusa i Jego moc? Nawet Chrystus powątpiewa, czy znajdzie na ziemi wiarę, gdy przyjdzie przy końcu czasu. Trzecia niedziela adwentu zwie się „niedzielą radości”. Jeśli możemy się z czegoś cieszyć, to z tego, że Chrystus jest zawsze z nami, mimo że my nie zawsze jesteśmy z Nim.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami