• parafiaprokocim
  • 2021-02-21
  • 0 Komentarzy

Ta homilia została przygotowana i miała być wygłoszona w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu

Umiłowani przez Boga.

Dziś pierwsza niedziela Wielkiego Postu. Wkraczamy w nowy okres liturgiczny, będąc ciągle w epoce pandemii. Pandemia, oprócz swego charakteru biologicznego, odsłoniła (a może nawet wzmocniła) duchowe choroby naszej kultury. Jedną z takich chorób jest brzemienny w skutkach paradoks. Polega on na tym, że z jednej strony, z obawy przed zakażeniem wirusem, jesteśmy zmuszeni do izolacji i doświadczamy efektu zamknięcia. Z drugiej strony jesteśmy przez współczesną kulturę namawiani do tego, aby ponownie otworzyć się na ludzi i świat, na instytucje kultury i biznes – z jednym wyjątkiem: mamy być otwarci na wszystko, co oferuje nam dziś kultura za wyjątkiem Boga i wartości wyższych (duchowych).

Jeśli na tym ma polegać nasza „otwartość” w kulturze, to stawiamy kluczowe pytanie: jak my, jako chrześcijanie, mamy się ustosunkować do żądania naszej kultury do „bycia otwartym”? Jak „być otwartym”, aby nie być „odludkiem” w naszym świecie, a zarazem nie zaprzepaścić swojej wiary i chrześcijańskiej tożsamości? Na to pytanie i problem spróbujemy odpowiedzieć w czterech etapach naszego rozważania: I. Przyjrzymy się żądaniu naszej kultury do otwartości; II. Rozważymy, czy otwartość jest zawsze cechą pożądaną, czy też może jest otwartość, która niszczy i demoluje życie ludzi; III. Mając przed oczyma życie naszego Pana Jezusa Chrystusa opisane w Ewangeliach wskażemy, jak chrześcijanie naszej epoki mają się krytycznie ustosunkować wobec roszczenia naszej kultury do otwartości; IV. Spróbujemy wyciągnąć wnioski z naszych rozważań, które pomogą nam głębiej rozumieć chrześcijańskie życie i myślenie w kontekście żądania naszej kultury do otwartości.

I. Żądanie kultury do otwartości

Kultura współczesna z jednej strony często zachęca nas, abyśmy zamknęli się na Boga i życie wieczne, abyśmy żyli tylko samą doczesnością, „jakby Boga nie było”. Z drugiej zaś strony kultura naszej epoki domaga się od nas otwartości, i korzystania z niej pełną garścią. Kultura stawia zatem przed nami, chrześcijanami, określone roszczenia. Jednym z nich jest roszczenie do otwartości, do „bycia otwartym”.

Ktoś mógłby jednak teraz zapytać: po co w religii – i to w okresie Wielkiego Postu – mówić o kulturze i otwartości, skoro mamy szukać tylko samego Boga?

Podejmujemy temat kultury i otwartości, gdyż skłania nas do tego dzisiejsza Ewangelia z jej motywem kuszenia Jezusa. Każda z pokus zachęca Jezusa do otwartości na ludzi i ich wyobrażenia o Mesjaszu: że Mesjasz zapewni ludziom dobrobyt bez pracy (pozwoli im najeść się chleba za darmo), uwolni lud Izraela od okupacji rzymskiej (zapewni panowanie Izraela nad całym światem) i będzie zachwycał tłumy swoją mocą (rzuci się w przepaść i nic złego mu się nie stanie). Otwartość na to wszystko, do czego kusiciel namawia Jezusa, ma jednak swoją cenę. Jest nią zamknięcie się na Boga i Jego wolę. Jezus zwalczając te łatwe sposoby zdobycia ludzi stawia na najważniejszą otwartość: otwartość na Boga. Jezus nie daje się skusić taką otwartością, która odciąga Go od misji wyznaczonej Mu przez Ojca. Ewangelia wskazuje tu, że niczym jest otwartość na cały świat, jeśli człowiek utraci tę jedyną i najważniejszą otwartość – na Boga. „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” – pyta Jezus (Mk 8, 36). Dlatego prawdziwym nieszczęściem i jedynym smutkiem jest to, że nie jesteśmy całkowicie otwarci na Boga; że w naszym sercu wytryska niesłabnące źródło grzechu, zamknięcia się na Boga i Jego miłość. Temu zamknięciu sprzyja obecna kultura. Żąda ona od nas „bycia otwartym” na wszystko, co oferuje kultura, byle nie na to, co przekracza naszą codzienność i kulturę – na Boga i Jego miłość.

Pytamy zatem: co dla nas, chrześcijan XXI wieku, oznacza kulturowe wezwanie do „bycia otwartym”? Co znaczy szczególnie wtedy, gdy kultura uczy często żyć tak, jakby „Boga nie było”? Co znaczy „otwartość”, gdy dzieci i młodzież spontanicznie chłoną modę i nowinki cywilizacji technicznej i informacyjnej, a zarazem są zamknięci na Boga, Biblię, modlitwę, katechezę i życie religijne swoich parafii?

II. Otwartość niszcząca i otwartość budująca

Przypomnijmy sobie jeszcze raz te wszystkie drogi otwartości na świat, które Jezus odrzuca. Najpierw jest to chęć zdobycia świata przez zaoferowanie mu sztucznego chleba (kusiciel mówi: „powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem” Mt 4, 3); później jest to takie otwarcie, w którym ukazuje się swoją moc (kusiciel mówi: „rzuć się w dół” Mt 4, 6) i wreszcie jest to otwarcie na przepych świata w zamian za hołd oddany bożkowi (kusiciel mówi: „upadnij i oddaj mi pokłon” Mt 4, 9). Lecz Jezus nie chce tak być otwarty na świat i kulturę. Pragnie otwartości z Bogiem. Już w tej scenie dostrzec można, że również otwartość człowieka na świat może być budująca, lecz może być też niszcząca. Mądrość wielu myślicieli i badaczy kultury pomaga dostrzec zalety i wady kulturowego roszczenia do otwartości i jej niebezpieczeństwa. Bowiem każdy ideał, nawet najbardziej wzniosły, może ulec i ulega zafałszowaniu. Również roszczenie do otwartości, czyli do tego, aby pełną garścią czerpać z kultury, ma swoje destrukcyjne oblicze. Jak ono wygląda?

Przyzwyczajono nas do tego, że otwartość zawsze jest zaletą ludzi i pożądanym stanem kultur. Dzięki niej relacje wykluczania są zastępowane pożądanym pluralizmem (np. „każdy ma swoją prawdę”) i tolerancją (np. w pytaniu o zło: „dlaczego nie?”, „któż nie ma pokus?”). Oprócz pochwały otwartości, rzadko jednak dostrzega się zagrożenia związane z bezkrytyczną otwartością na wszystko, co oferuje świat. A jednak taka bezkrytyczna otwartość na świat może także niszczyć człowieka, może burzyć życie jednostki i społeczeństwa. Taka niszcząca otwartość doprowadza do zachwiania hierarchii wartości. Jest to taki stan ducha i umysłu, w którym człowiek nie potrafi (i nie chce!) odróżnić dobra od zła, prawdy od fałszu, piękna od brzydoty, tego, co buduje od tego, co niszczy. W takiej niebezpiecznej otwartości człowiek akceptuje i przyjmuje wszystko, co kultura jemu oferuje. Destrukcyjna otwartość na ludzi i świat, jest w istocie pochwałą chaosu, dezorientacji i samowoli. Wydaje się wtedy, że wszystko jest tak samo ważne i nie ma niebezpieczeństw i zagrożeń. W takiej niszczącej otwartości nie wie się (i nie chce wiedzieć i widzieć), tego co jest ważne, konieczne i budujące dla naszego życia. Narażę się teraz niektórym celebrytom, gdy powiem, że destrukcyjna otwartość ma swoje hasła. Oto niektóre z nich: „Róbta, co chceta”, „Jazda bez trzymanki”; „Niech żyje bal, bo to życie, to bal jest nad bale” – a więc „Bawmy się!”; „Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet…”. Kto ma odwagę nie tylko o tym śpiewać, ale naprawdę tak żyć, ten czuje, że tej niszczącej otwartości łatwo się ulega. Człowiek, który jej się poddaje, woli żyć życiem innych ludzi, niż własnym i traci hierarchię wartości. Nosi on całe swoje wnętrze na wierzchu – i każdy ma do niego łatwy dostęp. Bezkrytyczna otwartość to droga, ale i oznaka zagubienia tożsamości. Łatwo też dostrzec, że towarzyszy jej burzenie granic i niszczenie wartości, w tym przykazań Boskich, a nawet zasad logicznego myślenia. A przecież granice i zasady są ważne w naszym życiu i myśleniu: są granice i zasady, które chronią nas przed złem i fałszem – i te granice trzeba koniecznie zachować; są też granice, które niepotrzebnie dzielą ludzi między sobą – i te granice trzeba osłabiać i znosić. Aby umacniać pożądane granice a osłabiać destrukcyjne, trzeba być mądrze otwartym na ten świat i wartości wyższe. Mądrą otwartością na pewno nie jest egoistyczna samowola. Każe ona człowiekowi wierzyć, że im bardziej zamknie się w sobie, i będzie czynił co chce, tym bardziej będzie otwarty na innych, na świat i Boga. Tyle tylko, że „innymi” ludźmi, „światem” i „Bogiem” – staje się tylko on sam. Taka bezkrytyczna otwartość na kulturę i świat, jest zachętą do relatywizmu („wszystko jest tak samo ważne, bo nic nie jest najważniejsze”) i konformizmu („postępuję jak się postępuje”).

Trzeba powiedzieć, że w kwestii otwartości, której domaga się nasza kultura, problemem nie jest ani odrzucenie otwartości jako takiej, ani ślepa jej gloryfikacja. Problemem i naszym życiowym zadaniem jest staranne odróżnienie otwartości destrukcyjnej od otwartości budującej. Jak zawsze można je rozpoznać po ich owocach. Nie może być budującą taka otwartość, której rezultatem jest uznanie jednakowej wartości wszelkich stylów życia i utrata własnej tożsamości i kultury. To jest właśnie otwartość niszcząca. Kto jej ulega, ten bierze ryczałtem wszystko ze świata, ale nie dostrzega, że wiele z tych elementów jest destrukcyjnych. Różni się od niej otwartość budująca. W takiej otwartości konfrontacja z różnorodnością nie oznacza porzucenia idei poszukiwania ostatecznej prawdy, dążenia do obiektywizmu i wartości. Tylko taka otwartość jest pożądana i tylko taka przynosi korzyści w rzeczywistości spotkania z innym człowiekiem, z inną religią i kulturą.

Zapytajmy teraz: gdzie szukać mądrości do właściwego rozumienia i mocy do codziennego praktykowania budującej otwartości. Z pomocą przychodzi nam Jezus Chrystus.

III. Chrześcijaństwo wobec roszczenia kultury do otwartości

Religijne poszukiwanie budującej otwartości powinno mieć własny (religijny) punkt wyjścia. Taką rolę może pełnić prośba z piątej modlitwy eucharystycznej, gdy kapłan modli się: „Uczyń nas otwartymi”; Ty Boże uczyń nas otwartymi – łatwo dostrzec, że w tej modlitwie podmiotem działającym jest Bóg. On ma w nas działać, otwierać nas na prawdę, dobro, piękno, czyli na to wszystko co ubogaca świat, nasze życie i nas samych, co jest cenne i o co warto zabiegać. Nie chodzi zaś ani o rezygnację z siebie, ani też o skierowanie (otwartość) na to, co niszczy i burzy, a nie tworzy i buduje. Stąd modlitwa „uczyń nas otwartymi” jest tak ważna: uczyń nas otwartymi, nie ku naszej destrukcji, lecz ku spełnieniu. Jezus przyszedł nas ostrzec przed destrukcyjną otwartością: „szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mt 7, 13). Budująca otwartość, to kroczenie ku Bogu „wąską ścieżką” i „ciasną bramą” (Mt 7,14). Aby nie ulec bezkrytycznej i niszczącej otwartości, chrześcijanin prosi Boga: „Boże, uczyń mnie otwartym na Ciebie i na innych ludzi, i poucz mnie o prawdziwym sensie tej otwartości”. W tej modlitwie dwa momenty zwracają naszą uwagę: uzdolnienie człowieka do „otwartości” (działa Bóg) i rozumienie „bycia otwartym” (rozumie człowiek). Otwiera Bóg, ale rozumie to otwarcie człowiek. Oba te elementy: „bycie otwieranym” i rozumienie tego procesu – ukryte są w Ewangelii: w świadectwie o ludzkim życiu Syna Bożego Jezusa Chrystusa. Powołajmy się zatem na to świadectwo, aby odpowiedzieć kulturze na jej roszczenie do otwartości. Pytamy: czego uczy nas i co w nas sprawia Chrystus w dziedzinie otwartości?

Chrystus: objawienie budującej otwartości

Źródeł otwartości Chrystusa na ludzi i świat, na religię i kulturę – należy szukać w wyjątkowej relacji z Bogiem. Jezus mówił o sobie samym: „Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie” (J 10,25); „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30); zależy mi „abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10, 38). Oznacza to, że otwartość Boga Ojca objawia się w Jego Synu – Jezusie Chrystusie. Ojciec ogłasza światu, że ma upodobanie w swoim Synu (Łk 3, 22), a Syn ogłasza, że Ojciec jest z Nim, że nie pozostawił Go samego, gdyż On czyni zawsze to, co się podoba Ojcu (J 8, 29 ). Ta wyjątkowa więź ma znaczenie dla rozumienia otwartości.

Już w scenie kuszenia dostrzec można, że siłą Jezusa do rozumienia i praktykowania mądrej i budującej otwartości była Jego wyjątkowa więź z Ojcem – Jego synostwo Boże. Ostatecznie dla Jezusa nie istnieje inna godna miłości istota jak Bóg: On jest Ojcem. Nie ma dobra poza Bogiem. Tylko Jemu trzeba dziękować, do Jego królestwa trzeba zmierzać. Dlatego otwartość (miłość) Jezusa na Boga nie stoi w sprzeczności nawet z gniewem Jezusa. Jezusowi nie jest wszystko jedno, gdy, na przykład, widzi jak z domu Jego Ojca uczyniono spelunkę złodziei (Mk 11, 15-17). Jezusowi nie jest wszystko jedno, gdy jego uczeń Piotr próbuje Go odwieść od wypełnienia woli Ojca – dlatego nazwał Piotra „szatanem” (Mt 16, 23). Jezus oparł się pokusom niszczącej otwartości, gdy kusiciel na pustyni zaproponował Mu nową tożsamość: otworzyć się na świat i ludzi w zamian za wyparcie się Ojca. Jezus jednak miał silną otwartość na Ojca: wiedział, że całym sercem, całą duszą, umysłem i ze wszystkich sił trzeba miłować tylko Boga i tylko Jemu oddawać pokłon i służyć. Jezus nie wyparł się Ojca nawet wtedy, gdy pod karą śmierci został zapytany przez arcykapłana – „Czy Ty jesteś Masziach, Ben Ha-M’worach?” (tj. „Mesjasz, Syn Błogosławionego, czyli „Syn Boży”) (Mk 14,61). Jezus nie zwątpił także w stałą otwartość Ojca na Niego; w godzinie swej śmierci powiedział: „Ojcze, w Twoje ręce, powierzam ducha mego” (Łk 23,46).

Zapytajmy teraz: co z tego wynika dla nas, dla naszego chrześcijańskiego życia i otwarcia się na świat?

IV. Co więc mamy czynić? – otwartość w praktyce

Ani o Chrystusie i Jego otwartości na Ojca i Ducha, ani o kulturze i jej żądaniu otwartości na świat nie da się powiedzieć wszystkiego z ambony. Trzeba się osobiście zaangażować w życie Chrystusa i w życie naszej kultury. W przeciwnym razie zostaniemy słuchaczami i kaznodziejami oszukującymi samych siebie. Oszustwo zaś polega na złudzeniu, że teoretyczna świadomość budującej otwartości może nas uchronić przed pokusą niszczącej otwartości. Inaczej mówiąc: aby być budująco otwartym nie wystarczy wiedzieć na czym taka otwartość polega. Trzeba jeszcze nią żyć, praktykować „bycie otwartym”. Pytanie: jak?

Trzy rzeczy wydają się nieodzowne dla podjęcia wysiłku utwierdzania się w budującej otwartości.

Najpierw jest to modlitwa w każdym czasie: w niej ćwiczymy i uczymy się tej najważniejszej otwartości, jaką jest otwartość na Boga. Ewangelia Janowa z naciskiem eksponuje pewien szczegół: Zmartwychwstały przyszedł do swoich uczniów właśnie wtedy, „gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: ‘Pokój wam!’ (J 20, 19). Uczniowie byli zamknięci ze strachu przed Żydami, my dziś ze strachu przed wirusem. W sytuacji zamknięcia łączy nas z uczniami Jezusa jednomyślna modlitwa. „Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1, 14). Dlatego tak ważna jest codzienna modlitwa do Boga, której nie zamknie żadna okoliczność zewnętrzna.

Drugą ważną rzeczą dla umocnienia się w otwartości jest praktykowanie miłości Boga i bliźniego, czyli uznanie, że nie ma drogi do Boga z pominięciem (czy nawet wykluczeniem) człowieka; Jan apostoł przypomina, że kto nie jest otwarty (nie miłuje) brata swego, którego widzi, nie może być otwarty (miłować) na Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20).

I w końcu dla zachowania otwartości ważne jest też myślenie. Ma to być myślenie głębokie, o nastawieniu krytycznym (a nie krytykanckim). Potrzebne jest nam takie myślenie, aby zachować czujność i ostrożność, i nie przyjmować ze świata tego, co nas niszczy i zamyka przed Bogiem. Kto bowiem nie postępuje zgodnie z mądrym i krytycznym myśleniem, ten zaczyna „myśleć” zgodnie z niemądrym i bezkrytycznym postępowaniem. Taki człowiek czyni ewidentne zło w nadziei, że uniknie niepokoju swojego sumienia. Człowiek potrafi wmówić sobie, że nawet oczywiste zło może stać się czymś dobrym. Jednak żaden sąd nie uniewinni złodzieja tylko dlatego, że wmówił on sobie, iż kradzież to rzecz normalna i dobra. Teraz już rozumiemy, że budująca otwartość wymaga od nas wysiłku przekraczania samych siebie, zdążania ku temu, co nas przewyższa. Dopiero wtedy nie gubimy się w egoizmach i samowoli, ale realizujemy siebie. Taki wysiłek wymaga mocy. Wierzymy, że przeogromna moc do otwierania i przekształcania człowieka jest z Boga, a nie z nas (2 Kor 4, 7). Dlatego módlmy się o budującą otwartość, jak to czyni kapłan w V modlitwie eucharystycznej: „Uczyń nas otwartymi i pełnymi gotowości wobec braci, których spotkamy na naszej drodze, abyśmy mogli dzielić ich bóle i strapienia, radości i nadzieje, oraz postępować razem na drodze zbawienia”.

Masz pytanie? Skontaktuj się z nami